Film do sieci wypuściło "Porozumienie Rezydentów". Jak czytamy na ich stronie facebookowej: "Jesteśmy otwartą organizacją non-profit zrzeszającą wszystkich lekarzy w trakcie odbywania specjalizacji. Naszym głównym celem jest poprawa jakości szkolenia oraz podniesienie wynagrodzenia dla polskich lekarzy". Stronę lubi blisko 6 tys. osób.

 

"To my / Rezydenci tego kraju / Walcząc o przetrwanie otwieramy drzwi do raju..."

Do Jadwigi Kłapy-Zareckiej, autorki piosenki, dzwonimy po godzinie 18:00 - jest właśnie w drodze na wizytę domową: - Piosenka napisana jest ze znacznym przymrużeniem oka: na studenckie imprezy, na których możemy się wszyscy połączyć i z bólem wyśpiewać pewne słowa. Na pewno jest szczera.

A co boli najbardziej? - Brakuje nam takiej pełnej swobody, by być lekarzem, by uczyć się nim być. To chodzi o zbyt małe pensje, o to, że musimy harować, pracować po godzinach, żeby się utrzymać. Przez to wszystko brakuje nam czasu na dokształcanie się, ale też czasu i siły na pacjenta. To błędne koło. Nie chodzi nam o jakąś wielką pozycję, tylko o osiągnięcie takiego punktu, żebyśmy mogli w końcu odsapnąć i zająć się naszym zawodem. To sprawa, która leży na sercu tysiącom lekarzy. Mamy nadzieję, że piosenka zadziała i że uda nam się pewny rzeczy wywalczyć - W tym miejscu Jadwiga kończy rozmowę: Już wychylają głowy zza okna, muszę wejść do środka!

 

"...To my / Wszyscy ludzie na etatach / Lekarze w kokosach / Na wolontariatach..."

Paweł Iwaszczuk, krakowski rezydent, członek "Porozumienia": - Po sześciu latach studiów jest staż podyplomowy. Na tym stażu lekarz zarabia niespełna 1500 złotych. Później, po tym stażu, kiedy lekarz ma już pełne prawo wykonywania zawodu, dostaje na rękę 2200 złotych. W specjalnościach deficytowych jest to 300 złotych więcej. Po kolejnych dwóch latach lekarz dostaje podwyżkę 200 złotych. Czyli 2400-2700 złotych na rękę. Po 10 latach od rozpoczęcia studiów.

Pytamy, jak to możliwe, że lekarze jednak miewają drogie samochody, mieszkania, domy. - W Krakowie za 1500 złotych trudno się utrzymać. Dlatego ludzie szukają sposobów na to, by dorobić. O ile w trakcie szkolenia specjalizacyjnego wykonuje się w tym celu czynności lekarskie na drugi, trzeci etat (niektórzy lekarze pracują nawet po 300-400 godzin miesięcznie), to lekarz stażysta jest w jeszcze trudniejszej sytuacji. Sam znam osoby, które po studiach oprócz pracy w szpitalu zatrudniają się też na magazynach w hipermarketach.

Iwaszczuk zwraca jeszcze uwagę na trzecią grupę młodych lekarzy: - Osoby, dla których zabrakło miejsc na specjalizacjach. Oni szukają zatrudnienia na wolontariatach. To darmowa praca w pełnym wymiarze godzin, co więcej, lekarz w tej sytuacji musi jeszcze dopłacić za ubezpieczenie. Wyobraźmy sobie taką sytuację: mechanik po sześciu latach szkoleń zawodowych dowiaduje się, że nie znajdzie zatrudnienia w żadnym warsztacie. Musi więc pracować za darmo, a w weekendy dorabia, naprawiając rowery. I tak przez np. 5 lat, zanim miejsce w warsztacie się znajdzie.  

Filip Dąbrowski z Porozumienia Rezydentów prosi o telefon późnym wieczorem: - Z dostępem na specjalizację jest kłopot. W ubiegłych latach w skali kraju co roku medycynę kończyło 4 tys. osób, a miejsc specjalizacyjnych przyznawanych było 2,5-3 tys. W Polsce brakuje map potrzeb zdrowotnych. Władze nie wiedzą ilu specjalistów jest potrzebnych w danym regionie. To tworzy pewne paradoksy: np. w danym roku Warszawie jest zero miejsc na okulistykę, a w tym samym roku w Lublinie miejsc jest dwadzieścia.

 

"...Może za lat naście / Jak Ci ktoś przyklaśnie / Będziesz pierwsze skrzypce grał / Teraz to bądź grzeczny / To czas niebezpieczny / Każdy w tej kolejce stał..."

Jerzy Friediger, szef Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie: - W czasach, kiedy ja studiowałem, to śpiewaliśmy taką piosenkę "Kiedy szliśmy na medycynę, to mówili, że lekarz to pan", również protest song, może trochę bardziej skoczny. Myślę, że każde pokolenie młodych lekarzy grało swój protest song. Zawsze tak było, że wszyscy chcielibyśmy lepiej i więcej, niż to było dla nas dostępne.

Czy trafia do niego piosenka rezydentów? - Bardzo. Może nie z wszystkimi przekazami się zgadzam, ale uważam też, że nie ma tam wielu rzeczy, o których powinno się mówić czy śpiewać. Kiedyś nie nazywali się "rezydentami", tylko byli to "specjalizujący się" koledzy w szpitalach - wtedy relacja [ze starszymi pracownikami - przyp. red.] była inna. Teraz, już nawet w samym określeniu pojawia się jakiś element "obcy".

Bardzo często się zdarza, że rezydentów traktuje się jako tych, którzy nie za bardzo mają się jak obronić, i zapycha się nimi dziury. Wysyła się ich tam, gdzie mogą nie dać sobie rady. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Do tego dochodzi absurd związany z egzaminami specjalizacyjnymi: jeżeli z anestezjologii 92% osób nie zdało, to do natychmiastowego odwołania kwalifikuje się ten, który ten egzamin układał, a egzamin nadaje się do powtórzenia. Podobnych sytuacji jest więcej.

W najbliższym czasie przedstawiciele spotkają się z rządem. Swoje spostrzeżenia przedstawią 8 lutego Ministrowi Zdrowia, Konstantemu Radziwiłłowi, a 15 lutego Ministrowi Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Jarosławowi Gowinowi. Do tego tematu będziemy jeszcze wracać.

 

 

 

 

 

 

(Karol Surówka/ko)