W Radiu Kraków rozmawiamy z twórcami legendarnej sztuki. Gośćmi programu "Przed hejnałem" byli:
Joanna Olczak Ronikier, autorka scenariusza teatralnego i radiowej adaptacji „Z biegiem lat, z biegiem dni”,
Anna Polony, Aniela Dulska, która razem z Andrzejem Wajda reżyserowała ten spektakl,
Paweł Kruszelnicki, czyli teatralny Fredzio Chomiński, syn pani Janiny.
A w Radiu Kraków od 29 lutego przypominamy legendarne radiowe słuchowisko "Z biegiem lat, z biegiem dni". - codziennie o godz. 22.05 do 6 marca jeden odcinek.
Pamięta pani tę chwilę, kiedy Andrzej Wajda zwrócił się do pani z propozycją napisania sztuki typowo krakowskiej?
Joanna Olczak Ronikier: Andrzej Wajda zaproponował mi coś bardzo enigmatycznego, tzn. jego marzeniem było, żeby to było bardzo długie widowisko, trwające w jego zamierzeniach 8-10 godzin. Zainspirował go teatr grecki, do którego starożytni Grecy wybierali się z całą rodziną, z jedzeniem. Był to sposób spędzania całego popołudnia i części nocy. Powiedział mi: "Zrób mi coś takiego!". Pomyślałam, że nie jestem Ajschylosem i że nie bardzo się do tego nadaję. Dosyć zwlekałam z tym i nic mi nie przchodziło do głowy, aż mnie wreszcie olśniło. Początkowo myślałam o Wyspiańskim, ale wydawało mi się, że nie da się tego połączyć w jedną całość, wobec tego trzeba było sięgnąć do literatury niższych lotów. Przypomniałam sobie tę literaurę XIX-wieczną drugiego czy trzeciego lotu, poza Zapolską oczywiście.
Pani Anna Polony otrzymała rolę wymarzoną dla aktorki - Anielę Dulską.
Anna Polony: Proszę nie mówić, że wymarzoną. Nie chciałam tego grać. Uważałam, że Dulska powinna być duża starsza, a ja miałam koło czterdziestki. Po pierwsze za młoda, a po drugie nie ten typ, zawsze sobie inaczej wyobrażałam Dulską. Zaskoczyła mnie w zeszłym roku jakaś pani w tramwaju i mówiła: "Ja panią uwielbiam, panią jako Dulską to w sercu mam". To było też niedługo po śmierci Swinarskiego, dla którego ja byłam jakąś heroiną, rzeczywiście dawał mi role wielkie, z wielkiego repertuaru i zagrać Dulską to było poniżej moich możliwości i warunków. Andrzej Wajda po śmierci Konrada Swinarskiego był bardzo pochylony nad teatrem, nad naszym zespołem, czuł, że powinien nam pomóc, zgarnąć nas. Wyciągnąć z jakiegoś dołka. Zgodziłam się ostatecznie dlatego, że dał mi współreżyserię.
Siedem godzin trwał spektakl - historia z różnych sztuk połączona w jedną całość. Te siedem godzin to jest coś, co aktor lubi na scenie, taki rodzaj wyzwania, czy to raczej była mordęga?
Anna Polony: Tam było dużo wątków, ja byłam na początku i potem na końcu. Potem był serial, a nie pamiętam, czy radio było zaraz po tetarze?
Joanna Olczak Ronikier:Tak, radio było zaraz po teatrze.
Anna Polony: W radiu reżyserowała Roma Bobrowska. To wszystko, co na scenie się dzieje, co widać, trzeba było wypełnić dziękiem.
Fredzio, syn pani Janiny.
Paweł Kruszelnicki: To był bohater, który wyrusza na wojnę i chce się bić o wolność, a pan Jerzy Trela, komendant Piłsudski, mówi: "Plutonowy Konrad, do domu! Wtedy poznałem taki teatr, w którym wszyscy są ze sobą".
Na scenie robiliście sobie różne żarciki.
Anna Polony: Zawsze się robi takie żarciki, kiedy gra się tego typu sztukę. Przede wszystkim Ela Karkoszka robiła te żarty. Andrzej Wajda uważał, że takie żarciki łączą nie tylko zespół aktorski, ale także aktorów z widownią. To jest wtedy wspólne przeżycie artystyczne.
A jak się współreżyserowało z Andrzejem Wajdą?
Anna Polony: Pytanie jest niedyskretne, ale na tej przygodzie bardzo wiele się nauczyłam.
Joanna Olczak Ronikier: Pamiętam, jak w teatrze uczyłaś Jurka Święcha jak zagrać Przybyszewskiego.
Anna Polony: Wajda przyjeżdżał i oglądał to, co myśmy robili i dodawał do tego rodzynki, bakalie, to, co tworzyło tę atmosferę i dawało artystyczny błysk.