Zapis debaty pomiędzy kandydatami do Sejmu: Anną Paluch (PiS) i Andrzejem Gut-Mostowym (PO).
Anna Paluch: Pierwsze pytanie narzuca się, gdy patrzymy na materiały wyborcze, bannery, bilbordy i plakaty pojawiające się na Podhalu. Wstydzi się pan szyldu PO? Dlaczego na żadnym pańskim plakacie czy bilbordzie nie ma śladu po logo PO? Nie pytam o sprawozdanie poselskie, które musi być pozbawione partyjnych insygniów. Pytam o materiały, które wiszą na płotach, i bilbordach, gdzie jak diabeł święconej wody wystrzega się pan szyldu swojej partii – PO. Rozumiem, że PO to afery, wysysanie państwa i defraudacja publicznych pieniędzy. Mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich lat z pogardą dla zwykłych Polaków i arogancją władzy. Szanowni państwo, głos oddany na Andrzeja Guta-Mostowego to głos oddany na sitwę, która kurczowo trzyma się władzy.
Andrzej Gut-Mostowy: Muszę zacząć od końca. Głos oddany na mnie to głos na sitwę? To nieprawda. Jestem członkiem PO i tego się nie wstydzę. Na wszystkich materiałach, głównie chodzi o sprawozdanie, nie ma logo partyjnego, bo przepisy tego zabraniają. To dobry zwyczaj. Nie ma materiałów wyborczych bez znaczka PO. To nieprawda. Może to złe informacje, które do pani dotarły. Nawet jakby taka sytuacja się wydarzyła, to nie jest racjonalne, żebym po tylu latach działania w PO, jestem posłem trzeciej kadencji, wcześniej byłem radnym dwóch kadencji Sejmiku, mógł powiedzieć bez oficjalnej deklaracji, że nie mam nic wspólnego z PO. Jestem dumny. Ta formacja zrobiła bardzo dużo. Wbrew politycznym nagonkom to nie jest sitwa. W każdej grupie może się znaleźć ktoś, kto nie odpowiada grupie. Także w gronie PiS było wiele osób, które miały konflikty z prawem.
A.P: Jakbyśmy się nie starali, to nie dorównamy PO w 1%.
A.G-M: Jakbyśmy na początku przyjęli, że sobie nie przerywamy, to może uniknęlibyśmy jarmarku. Wiem, że jesteśmy w pobliżu Krowoderskiej ulicy i Kleparza, ale nie przerywajmy sobie. Wtedy będzie dobra dyskusja.
A.G-M: Nie ulega wątpliwości, że ostatnie kilka lat to czas sukcesu dla Małopolski. Węzeł poroniński. 13 lat trwały procedowania, żeby dokończyć tę inwestycję. Wspólnym wysiłkiem samorządów i województwa górale się dogadali, są umowy i za parę miesięcy realizacja. Lubień-Rabka – 3,5 miliarda na największą inwestycję tego typu w naszym regionie. To udało nam się wspólnie osiągnąć. Mówię też o senatorze Hodorowiczu czy Marku Sowie. Są wielkie inwestycje drogowe. Także wymiana nakładki Biały Dunajec-Szaflary. W poprzednich latach było wiele protestów. Jest nakładka i rozjazd. Mamy wiele konkretnych inwestycji. Dlaczego pani uważa, że w Małopolsce i Polsce żyje się źle? Czytałem pani sprawozdania. Pani wymienia to jako swoje sukcesy. Co pani zrobiła w tych sprawach?
A.P: Po pierwsze, posiłkując się lektura pana sprawozdania, mogę powiedzieć, że pan wyborców oszukuje. Chwali się pan Zakopianką, ale to rząd PO w 2010 roku wyrzucił odcinek Lubień-Rabka z programu budowy dróg krajowych. Nie wiem, czy pan był w komisji infrastruktury jak żeśmy o tę kwestie walczyli w poprzedniej kadencji. To rząd Tuska skazał ten odcinek na 4-letnią banicję. Projekt wrócił teraz. Był pierwotnie planowany do 2017 roku. Słowem się pan nie odniósł do tego, że pieniądze na dokumentacje wstępne zostały zmarnowane. Pisze pan w swoim sprawozdaniu, że zakończenie w 2020 roku inwestycji na odcinku Lubień-Rabka nie gwarantuje bezpiecznego i sprawnego podróżowania w Tatry i na południe Europy. Zostaje odcinek Rabka – Nowy Targ. To droga najbardziej niebezpieczna, gdzie Zakopianka się korkuje. Dopóki nie będzie Zakopianki do Nowego Targu, to już nie droga S7, to nie będzie bezpiecznego dojazdu na Podhale. Chwalenie się sukcesami samorządów? Przecież wiele starań włożyły w uzgodnienie tych kwestii, węzła poronińskiego,drogi na południe od Nowego Targu, samorządy lokalne.
A.G-M: To też podkreślamy.
A.P: Mieliśmy sobie nie przerywać. Ja się nie podpisuję pod cudzą pracą. Piszę w swoim sprawozdaniu o własnej pracy. Było wystąpienie grupy posłów PiS jak premier Tusk wyrzucił Zakopiankę i setki innych.
A.G-M: Kto dał pieniądze na węzeł poroniński?
A.P: Co panu zrobili rodzice 6-latków, że dwukrotnie głosował pan za tym, żeby utrącić te inicjatywy obywateli? Obywatelski projekt ustawy o tym, żeby rodzice mogli decydować, kiedy posłać dzieci do szkoły, wpłynął w październiku 2012 roku. Ma druk numer 27. Ten projekt został przez PO odrzucony 24 maja 2013 roku. Proszę zobaczyć na głosowanie numer 41. Wśród posłów PO, którzy głosowali przeciwko temu obywatelskiemu projektowi, jest poseł Gut-Mostowy. Kolejny projekt o numerze 3177 głosowany w marcu 2015 roku, gdzie PO złożyła wniosek, żeby ten obywatelski projekt odrzucić w pierwszym czytaniu. Pan poseł też głosował zgodnie z instrukcjami. Swoje dzieci pan wychował zgodnie ze swoimi preferencjami a innym rodzicom nie daje pan do tego prawa. Jak tak można?
A.G-M: Nie będę wkraczał w losy druków. Moje przekonanie jest takie, że jak podążamy za dobrymi zwyczajami innych państw świata, to jak jest możliwość posłania dzieci wcześniej do szkoły...
A.P: Możliwość, nie przymus.
A.G-M: Mieliśmy sobie nie przerywać. Powinna być dyspozycja ze strony państwa, żeby tę wcześniejszą edukację rozpoczynać.
A.P: W całkowicie nieprzygotowanych szkołach.
A.G-M: To problem. Jak mamy system edukacyjny niedostosowany do wcześniejszej edukacji, to trzeba działać w tym kierunku. To jest kierunek zgodny z dobrem rodziców i państwa, żeby dzieci rozpoczęły wcześniejszą edukację. Jak system edukacji ma mankamenty i nie jest dostosowany do tego systemu, to trzeba podjąć działania, żeby to zrobić a nie cofać się. W moim przekonaniu to słuszna decyzja i słuszny kierunek. Od tego jesteśmy jako posłowie, żeby usprawniać system edukacji.
A.P: Zamiast poprawiać, wydaliście 300 milionów na propagandę.
A.G-M: Mieliśmy nie przerywać. Chodzimy po szkołach. Nasze szkoły są o klasę lepsze niż kilka lat temu. Pieniądze są, trzeba zmienić mentalność niektórych ludzi ze środowiska edukacji, żeby dostosować ich do tego działania,żeby system edukacji rozpoczynać wcześniej.
A.P: Nie rozumiem dlaczego Platforma, która nazywa się obywatelską, usiłuje obywateli pouczać a nie słuchać ich głosu.
A.G-M: Pani poseł, turystyka to wielkie bogactwo naszego regionu i państwa. Przez ostatnie 2 lata udział turystyki w Polsce wzrósł z 5,2% do 6,2%. W Krakowie przekroczyliśmy 10 milionów turystów. W tym roku statystyki podhalańskie mówią, że przyjechało od 15-22% więcej turystów na Podhale. Można powiedzieć powiedzieć, że to chleb dla Podhala, Gorców, Spisza. Są miejscowości, gdzie połowa osób żyje z turystyki. Potrzebujemy poszerzać naszą ofertę. Jak powstają nowe oferty, trasy rowerowe to trzeba się cieszyć. W niedzielę otworzyliśmy trasę Nowy Targ – Czarny Dunajec. Za rządów PiS ten odcinek został odrzucony przez komitet monitorujący wniosek o realizację pierwszego etapu tej ścieżki z powodu braku trasgraniczności. Dlatego dopiero dziś zakończyliśmy pracę. Czy w programie PiS jest rozwój turystyki na Podhalu, Spiszu czy Orawie? Czy nam zależy na rozwoju dodatkowych elementów tej turystyki na Podhalu?
A.P: Oczywiście. W programie PiS jest bardzo obszerny program gospodarczy. Widać, że w ciągu ostatnich 8 lat rządów PO skurczył się rynek pracy. Połowa ludzi młodych pracuje na śmieciówkach, 2,5 miliona osób wyjechało za chlebem na Wyspy Brytyjskie. Stan polskiej gospodarki jest dramatyczny. PO upadku stoczni na skutek wiadomej działalności rządu i Donalda Tuska kilkaset dużych i tysiące małych zakładów pracy upadło. W naszym programie jest dział dotyczący rozwoju gospodarki i turystyki. Trzeba ten rozwój stymulować mądrze. Pańska ostatnia akcja, forsowanie z kolegami z PO z komisji turystyki projektu zmiany definicji budowli, spowoduje inne opodatkowywanie urządzeń narciarskich a miasto Zakopane pozbawi 3 milionów złotych dochodów. To głupie działanie.
A.G-M: Nieprawda.
A.P: Te dane podaje samorząd Zakopanego. Rozumiem, że PO straciła po sprzedaży PKL. Ponieśliście klęskę. Przegraliście wybory burmistrza w Zakopanem i wybory do powiatu. Wam się opali ziemia pod fotelem, ale to nie jest powód, żeby Zakopane krzywdzić takim projektem ustawy. Przeciwko temu protestowało biuro analiz sejmowych i ministerstwo finansów było przeciwko, żeby drogą zmian definicji w prawie budowlanym dochodzić do innego sposobu opodatkowania. Walczycie zmianami prawnymi z wyrokami naczelnego sądu administracyjnego. Nie idźcie tą drogą.
A.G-M: Nie idziemy tą droga. To nie jest prawda.
A.P: Dlaczego pan okłamuje wyborców? Ma pan trudną sytuację. Po frymarczeniu majątkiem PKL ma pan trudną sytuację w swoim otoczeniu i szuka pan głosów. Dlaczego pan wykorzystuje problem map zagrożenia powodziowego spartaczonych przez wasze szefostwo Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, żeby mącić ludziom w głowach? Przypominam, że zmiany w gospodarce wodnej spowodowane są wprowadzenie dyrektywy powodziowej i ramowej dyrektywy wodnej. Z tych dyrektyw wynika konieczność wykonywania studiów ochrony przeciwpowodziowej. Tak się złożyło, że te studia były wykonywane dwukrotnie. Okazało się, że pierwsze, starsze dokumenty są lepsze niż te wykonane przez konsorcjum IMGW z KZGW. Tamte tereny ochrony przed zabudową są zbyt daleko. Pod lawiną tysięcy wniosków od instytucji i osób prywatnych zdecydowano się nie korzystać z tego nowego opracowania, tylko sięgnąć do starego. Pan się tutaj pokazuje w roli dobrego ducha. Kłamie pan.
A.G-M: Chciałem wrócić do wcześniejszych aluzji samorządowych. W Zakopanem i powiecie wybory poszły, jak poszły. W Małopolsce jednak wygraliśmy i Małopolska powiedziała, że powinniśmy dalej rządzić. Mamy marszałka Sowę. Wróćmy do pytania. Wczoraj odbyło się spotkanie w gminie Krościenko z mieszkańcami i samorządowcami dotyczące problemu map powodziowych. Pierwsze spotkanie było 3 miesiące temu. Wtedy przedstawiliśmy problem. Rzeczywiście są mapy powodziowe, które są bardzo restrykcyjne, jak chodzi o tereny przy rzece Dunajec. Należałoby to skorygować. Nie wnikam, kto 5-10 lat temu robił mapy. To nie jest istotne.
A.P: To było robione ostatnio. Rok dwa lata temu.
A.G-M: Mieliśmy nie przerywać. Jak się okazuje, że ktoś zrobił mapy i można je teraz pozytywnie skorygować, chodzi o uwzględnienie dobroczynnego wpływu zapory w Niedzicy na sprawy powodziowe. Jak jest taka możliwość naprawienia jakiegoś błędu czy skorygowania spraw, chodzi o obserwacje wieloletnie, to poseł jest od tego, żeby to zrobić.
A.P: Proszę się nie stroić w szaty wybawcy.
A.G-M: Pani poseł... Okazało się, że po 3 miesiącach zostały przedstawione bardzo pozytywne wiadomości, czego skutkiem były gratulacje i podziękowania. Nie chcę stroić się w szaty wybawcy. Jestem od pomagania ludziom. To mój obowiązek. Nie chciałem zadawać tego pytania, żeby nie stawiać pani w niezręcznej sytuacji. To było w pani miejscu zamieszkania. Prawda była taka, którą słuchałem od ludzi. Ludzie mówili: „przez lata prosiliśmy naszą poseł i nic nam nie pomogła. Pan nam to załatwił w 3 miesiące”.
A.P: Tu pan grubo przesadza. Proszę o możliwość repliki. To zagranie nie fair.
A.G-M: Nie ja rozpocząłem.
A.P: Chce się odnieść.
A.G-M: Turystyka zimowa to chleb dla naszego Podhala. 5000 zatrudnionych ludzi jest przy wyciągach, a jeszcze więcej przy obsłudze pośredniej. Jako szef sejmowej komisji turystyki wielokrotnie przyjmowałem interwencje od branży turystycznej ws. barier środowiskowych, także od Polskich Stacji Narciarskich i Turystycznych. Prawo, tworzone też przez poprzednie rządy, było czasami bardziej restrykcyjne niż wymogi europejskie. Kilkadziesiąt posiedzeń komisji było z branżą i stowarzyszeniami. W końcu podjęliśmy działania, żeby te bariery zacząć likwidować. Kilka razy byłem na spotkaniach z samorządem w Szczawnicy. Taki żywotny interes dla naszej ziemi, dla setek zatrudnionych. Pani poseł, jako członkini komisji ochrony środowiska, podjęła jakieś działania w tej dziedzinie, żeby te bariery środowiskowe dla branży narciarskiej likwidować?
A.P: Bariery środowiskowe wynikają z ustawy o ocenach oddziaływania na środowisko. Nie kto inny tylko PO, w pierwszej akcji swojego rządu w 2008 roku tę dyrektywę wdrożyła do porządku prawnego. To PO skonstruowała Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska, na które psioczą wszyscy wójtowie. Państwo to naprawiajcie. Kwestia terenów zalewowych. Są tysiące wniosków od firm. W Gdańsku są zagrożone projekty za unijne pieniądze z powodu źle przygotowanych map zagrożenia powodziowego. Jak w Sromowcach budynki stoją 30 metrów od wody a człowiekowi nie daje się remontować budynku znacznie bardziej oddalonego, to znaczy, że są źle wykonane mapy.
A.G-M: Dlatego zająłem się tym problemem i skutecznie go załatwiłem.
A.P: Mieliśmy sobie nie przerywać. Krótko mówiąc, kompletnie się to panu nie udało.