Sprowadzeniem uchodźców do naszego kraju zajęła się fundacja Estera. Z przedstawicielem tej fundacji w Małopolsce, Bartłomiejem Kapuścińskim rozmawiała Agnieszka Wrońska.
Dzisiaj wieczorem rodziny z Syrii wylądują w Warszawie. Ile będzie tych osób?
- Z naszych informacji wynika, że w Warszawie wyląduje 160 osób.
Ile z nich trafi do Małopolski?
- 11 osób.
To będą osoby związane ze sobą?
- Tak. To trzy rodziny kompletne.
Czyli rodzice z dziećmi?
- Tak. Mamy starsze małżeństwo z dwójką dorosłych dzieci, mamy małżeństwo z nastolatkami i dwójkę rodziców z malutkim dzieckiem.
Gdzie te rodziny trafią?
- Do Tarnowa.
Wszystkie?
- Tak.
Na początku w planach był Kraków. Nie udało się?
- W Krakowie mamy niewiele deklaracji. Nie wiemy z czego to wynika, ale Kraków nie zadeklarował dużej ilości. To było kilka deklaracji.
Chodzi o rodziny, które chcą przyjąć uchodźców?
- Tak. Wśród 3 czy 4 deklaracji, które otrzymaliśmy, każda z nich była oddalona od siebie. Kraków to większe miasto. Odległość może wynosić nawet 20 km. Zdecydowaliśmy, że wolimy umieścić te rodziny w miejscu, gdzie będą mieli ze sobą łatwiejszy kontakt.
W jakich warunkach te rodziny będą żyły w Tarnowie? Co państwo im przygotowali?
- Przede wszystkim chcieliśmy się upewnić, że ci ludzie będą żyć jak każdy obywatel w tym kraju. Bez luksusów, ale bez biedy. Oni mają wynajęte mieszkania.
To będą mieszkania wynajmowane przez te rodziny, które je przyjmą czy razem z tymi rodzinami będą żyli?
- Była koncepcja, żeby jedna z rodzin przyjęła ich do swojego domu, ale ostatecznie lepiej wynająć mieszkanie. Wszystkie mieszkania są wynajmowane.
W jaki sposób to jest finansowane? To olbrzymie koszty?
- Zgadza się. Polacy nie są zbyt zamożni. Wymaga to finansowania przekraczającego budżet zwykłej rodziny. Stąd, poza darczyńcami, mamy partnerów strategicznych. Oni pomogli nam sfinansować wiele wydatków.
Co oni zastaną poza mieszkaniami?
- To co ludzie zechcą im przygotować. Taka operacja polega na tym, że mieszkania trzeba wyposażyć. Przygotowuje się ubrania, podstawowe rzeczy: sztućce, pościel. Oni mogą ze sobą wiele nie przywieźć.
Będą korzystali z lekcji językowych?
- W każdym takim miejscu jest osoba, która będzie czuwała nad tym, żeby ci ludzie uczyli się języka polskiego. Oni w ciągu roku powinni być w stanie sami się utrzymać i załatwiać swoje sprawy.
Wiem, że pan także przyjmie jedną z tych rodzin. Wynajmie im pan mieszkanie w bliskim sąsiedztwie swojego domu?
- Staraliśmy się, ale w Tarnowie nie wszyscy dobrze odbierali to, że mieszkanie nie będzie wynajęte mnie, tylko rodzinie z Syrii. Szukanie nam zajęło trochę. Nie jest to duża odległość.
Społeczeństwo negatywnie reagowało na te informacje?
- Różnie. Ludzie często reagują pozytywnie. Czasem brakuje im informacji i boją się, że nie będzie finansowania czy innych potrzeb spełnionych. To kwestia strachu a nie złej woli. Jak zobaczą aklimatyzację tych pierwszych rodzin to klimat się złagodzi.
Nie boją się państwo, że w małym społeczeństwie te rodziny będą różnie przyjmowane? Można się spodziewać negatywnych reakcji. Państwo próbowali rozmawiać z sąsiadami tych rodzin?
- Staraliśmy się informować w mediach jak wygląda cała sytuacja. Jest stereotyp, że ludzie z Syrii to są palestyńscy rebelianci z granatami w rękach. To inaczej wygląda. Przyjmujemy Chrześcijan. To ludzie bliscy kulturowo Polsce. Chcemy ratować tych ludzi przed losem, który widać na filmikach ISIS. Przywieziemy tutaj ludzi, którzy nie będą mieli problemu z aklimatyzacją. To normalni ludzie. Oni chcą zostać w naszym kraju i tu żyć. Wiedzą, że zostawiają za sobą kraj i przeszłość. To bilet w jedną stronę. Oni będą chcieli być Polakami, będą wśród nas. Chcemy, żeby te osoby dodały Polsce barw i kultury. Te osoby mogą pomóc zwalczać stereotypy.
Fundacja pomaga syryjskim Chrześcijanom. Co z pozostałymi mieszkańcami Syrii?
- My nigdy nie wzbranialiśmy się przed pomocą komukolwiek. Musimy jednak brać pod uwagę sytuację. Rząd chciał, żebyśmy sprowadzili ludzi wiarygodnych, którzy nie będą ryzykiem ekstremizmu muzułmańskiego. Musieliśmy przedstawić osoby legitymujące się kompletem dokumentów. Stąd wybraliśmy taką ścieżkę. Tych ludzi mogliśmy zweryfikować. Nie ma miejsca na pomyłkę. Jakbyśmy przywieźli do Polski osoby, które by działały dywersyjnie to drzwi by się zamknęły. Musimy być za nich odpowiedzialni. Szukamy takich osób, które potrzebują pomocy, ale nie możemy wykluczyć zaufania. To podstawa.
Państw przygotowują się do sprowadzenia kolejnych rodzin.
- Takie przygotowania były już wdrażane, ale w tym momencie nie mogę powiedzieć jaki jest plan, ze względu na bezpieczeństwo ludzi na miejscu.