W Krakowie powstał pierwszy polski Zielony Domek – bezpłatne miejsce, w którym mogą przebywać rodzice razem z dziećmi od urodzenia do trzeciego roku życia. Dzieci się bawią, a rodzice odpoczywają, rozmawiają ze sobą, wymieniają się doświadczeniami, obserwują innych rodziców i ich relacje z dziećmi. Na czym polega wyjątkowość tego miejsca?
Osoby przebywające w Zielonym Domu mają w nim do dyspozycji psychoterapeutów, z którymi mogą porozmawiać o swoich problemach. Pomysł nie jest nowy. Pierwszy Zielony Domek powstał 36 lat temu w Paryżu. Obecnie w świecie jest około tysiąca takich placówek finansowanych przez państwo: w Rosji, na Węgrzech, we Włoszech, w Belgii czy w Argentynie.
Krakowski Zielony Domek mieści się przy ul. św. Marka. Opowiedzieli o nim goście programu "Przed hejnałem": Maja Zagajewska i Ewa Strycharczyk-Kaleta – założycielki Fundacji Promyk, która prowadzi Zielony Domek, psychoterapeutki, Barbara Sambor, mama 6,5-letniego Stasia, logopedka oraz pan Dominik, ojciec dwójki małych dzieci, prowadzi blog http://www.aktywnytata.blogspot.com/
Sylwia Paszkowska: Zielony Domek to pierwszy pełnowymiarowy, pełnoetatowy Zielony Domek w Polsce. W Warszawie co prawda jest podobna instytucja, ale działa nieco inaczej.
Maja Zagajewska: W Warszawie działa Zielony Domek, ale tylko w niektóre dni. Natomiast nasza placówka otwarta jest codziennie, we wszystkie dni robocze, przez cztery godziny dziennie, albo przed południem albo po południu. Trzeba to sprawdzać na naszej stronie.
Sylwia Paszkowska: To jest przestrzeń, w której spotykają się rodzice z dziećmi w wieku do trzech lat, dzieci mogą się razem bawić, a rodzice rozmawiać, konsultować swoje problemy.
Maja Zagajewska: Albo po prostu wyjść z samotności. Wiele matek jest osamotnionych. Kiedy rodzi się dziecko, przerywają pracę, zostają w domu i jeśli nie zdarzy się tak, że ich koleżanki także w tym samym czasie rodzą dzieci, to one często zostają zupełnie same.
Sylwia Paszkowska: Od jakiegoś czasu więcej mówi się o depresji poporodowej. Czasem zdarza się, że kobiety, które chciały zostać matkami, po urodzeniu dziecka nie radzą sobie z emocjami, z hormonami. Czy mężczyznom też zdarza się taki baby blues?
Pan Dominik: Wydaje mi się, że tak. Każdemu mężczyźnie, nawet jeśli bardzo pragnie dziecka, to kiedy ono się pojawia, świat wywraca się do góry nogami. To nie te czasy, kiedy ojciec wracał po pracy do domu, zakładał kapcie i nic go nie interesowało. Coraz więcej ojców zaczyna się angażować, dlatego oni też odczuwają coś w rodzaju depresji poporodowej. Takie miejsca jak Zielony Domek są bardzo potrzebne. Bardzo bym chciał, by przynajmniej raz w miesiącu organizowany był w tym miejscu dzień tylko dla ojców, bo mam wrażenie, że panowie nie do końca będą chcieli spotykać się w gronie kobiet, które są jednak w większości.
Sylwia Paszkowska: Zielony Domek to miejsce, do którego mogą przychodzić rodzice z dziećmi i dyskutować o problemach, ale nie znaczy to, że jest to miejsce wyłącznie dla dzieci z zaburzeniami czy rodziców w depresji.
Maja Zagajewska: Tak. Na miejscu są dwie lub trzy osoby, które mają doświadczenie w pracy z dziećmi i rodzicami. Oni pozostają do dyspozycji. Jeśli ktoś chce z nimi rozmawiać, to ma taką możliwość, ale ich rolą nie jest regularna terapia, diagnozowanie dziecka.
Ewa Strycharczyk-Kaleta: Ale takie dzieci, takie osoby oczywiście też przyjmujemy.
Maja Zagajewska: Taką naszą zasadą jest to, że my skupiamy się przede wszystkim na dzieciach. Witamy je, przedstawiamy się im. Chcemy przekazać jak ważne jest to, by do dziecka mówić, nawet do noworodka. Osoba, która stworzyła Zielony Domek w Paryżu przez jakiś czas była nazywana wariatką, która mówi do niemowląt. Okazało się, że chore dzieci, do których ona mówiła, szybciej zdrowiały. Wtedy przestano mówić o niej jak o wariatce.
Barbara Sambor: Do dziecka trzeba mówić, ale trzeba też z nim rozmawiać, nawet jeśli ono ma kilka tygodni. Kilkumiesięczne dzieci odczytują nasze powtarzanie dźwięków po nich, naszą rozmowę. Gdzieś w pędzie sama uległam tej pokusie zapewnienia dziecku wszystkiego, najlepszych zabawek, najlepszych kubków "niekapków" i tak dalej. Dziś postępowałabym zupełnie inaczej, tzn. jak najmniej sztucznych bodźców.
Sylwia Paszkowska: Wróćmy do rozmowy o Zielonym Domku. Na jakich zasadach działa? Kto jest w zespole Zielonego Domku?
Ewa Strycharczyk-Kaleta: Nasz zespół składa się z piętnastu osób. Każdego dnia pracuje inna ekipa. Rodzice dzięki temu nawiązują kontakt z osobami, z którymi czują się lepiej i mogą wybrać dzień przyjścia do nas. To psychoterapeuci, psycholodzy, pedagodzy. Ekipa składa się z kobiet i mężczyzn, z ludzi w różnym wieku.
Sylwia Paszkowska: Ważne jest to, że ta placówka to nie jest przechowalnia dzieci, miejsce, do którego można dziecko podrzucić i pójść na kawę z koleżanką.
Maja Zagajewska: Nie u nas. U nas nie można zostawić dziecka i wyjść, rodzic musi być z nim cały czas. Przez to spotykamy się z różnymi reakcjami. Pewien pan, który akurat przechodził obok naszej siedziby i zapytał nas, co to za miejsce. Wytłumaczyliśmy mu, że to miejsce, do którego może przyjść z dzieckiem, pobawić się, porozmawiać. A on na to, że chciałby tu dziecko zostawić. Innym rodzicom się to podoba. W tym miejscu zabawa nie wygląda tak jak ta w domu. W domu gotujemy, sprzątamy, a na prawdziwą zabawę nie ma czasu.
Ewa Strycharczyk-Kaleta: To jest też tak, że rodzice muszą być z dzieckiem, ale nie przy dziecku. Kiedy dziecko rozmawia z terapeutą, wtedy mama albo tata może sobie odetchnąć.
Sylwia Paszkowska: Założycielka pierwszego Zielonego Domku we Francji o tym, by coś takiego stworzyć, myślała piętnaście lat.
Maja Zagajewska: Powstanie tego miejsca wiąże się z pewnego rodzaju negacjami: to nie jest żłobek, to nie jest przechowalnia, to nie jest przychodnia, to miejsce gdzie można być, bawić się, to miejsce, gdzie dziecko może przeżyć pierwszą socjalizację, przyzwyczaić się do obcych ludzi. Takim dzieciom jest później łatwiej, kiedy idą do żłobka, czy do przedszkola.
Sylwia Paszkowska: Mężczyźni lubią takie miejsca? Zauważyłam, że ojcowie nie rozmawiają już tylko przy piwie o meczach, ale też o sprawach dzieci i mają bardziej rozsądne podejście do problemów. Nie histeryzują, co częściej zdarza się jednak mamom.
Pan Dominik: Bardzo miło to słyszeć. Moi znajomi, ja, niemal wszyscy, w jednym czasie wzięliśmy śluby, urodziły nam się dzieci, dlatego naturalne było dla nas to, że wszyscy się spotykaliśmy, wyjeżdżaliśmy na weekendy, i te rozmowy między ojcami były i są. Kobiety rzeczywiście inaczej rozmawiają o dzieciach niż mężczyźni. Ostatnio byłem na spływie kajakowym z dziećmi i ojcami. Tam nie miało znaczenia to, jak dzieci są ubrane, że są pobrudzone. A wieczorem, kiedy dzieci zasypiały, my, ojcowie, rozmawialiśmy o nich przy ognisku, o tym, czy posyłać dzieci na jakieś dodatkowe zajęcia, czy może lepiej zabrać ich na jakiś kolejny wspólny wyjazd. To wyjazdy właśnie sprzyjają kontaktom między rodzicami a dziećmi i między samymi rodzicami.
Barbara Sambor: Zgadzam się, choć chciałabym, żeby także mamy takie wyjazdy organizowały. Zamiast kolejnych rozwijających zajęć, wziąć dzieci za miasto i pokazać zwykły mech.