Zapis rozmowy Jacka Bańki z profesorem Andrzejem Nowakiem, historykiem z UJ.
Przed nami wielka uroczystość - jubileusz chrztu Polski. W tym świętowaniu w skali Europy jesteśmy dziś odosobnieni czy to nasza wspólna europejska tradycja?
- Chrześcijaństwo jest naszą wspólną tradycją. W niektórych krajach jest jednak bardziej zapomniana niż w innych. Czasem jest świętowana lokalnie, nie na szczeblu ogólnonarodowym, ale z całą pewnością wiąże nas ta tradycja z Węgrami. To pobliskie daty – 988 rok w przypadku Rusi i 966 rok u nas czy na Węgrzech. To były daty przełomowe w historii tych wspólnot. W niektórych innych wspólnotach okres pogański był na tyle bogaty i na tyle formacyjnie ważny, że chrześcijaństwo, które jest przełomem kulturowym, nie tworzy tej historii od zera. U nas ten przełom był kreacją niemal z niczego. Dlatego czcimy chrześcijaństwo bardziej niż Niemcy. Oni mieli setki lat historii przed chrześcijaństwem. U nich to chrześcijaństwo było przyjmowane etapami przez różne plemiona germańskie w historii jeszcze starożytnej. Inaczej też niż Francuzi, których władcy zostali ochrzczeni 1500 lat temu, ale przeszli przez okres rewolucji francuskiej i zbudowali nową tożsamość na pełnym odcięciu Kościoła.
Dziś pan dostrzega różne europejskie tożsamości. Są wartości wspólne, które przestają być wartościami wspólnymi dla Europy?
- Mamy do czynienia z otwierającym się sporem o to, co stanowi Europę. W ostatnich latach zdominowała ideologię UE formuła poprawności politycznej, która całkowicie odrzucała dziedzictwo chrześcijańskie. Tego przykładem było niedopuszczenie do projektowanej konstytucji Europy, która ostatecznie nie została uchwalona, jakiejkolwiek wzmianki o tradycjach chrześcijańskich. Wtedy za wprowadzeniem tych zmian paradoksalnie opowiadała się delegacja polska, którą stanowił premier Miller. Ta nowa polityczna poprawność to odrzuciła i wypracowała wizję, zgodnie z którą to co dobre w Europie zaczyna się po 1945 roku. Wcześniej było zło, nietolerancja, wojny i nienawiść rasowa. To była Europa przed 1945 rokiem. Nowa Europa przekreśla tradycję chrześcijańską i narodową. Chodzi o budowanie wspólnoty postpolitycznej, opartej na pełnej otwartości, a więc z jakąś dziwną niezdefiniowaną tożsamością. Dzisiaj ta poprawność przeżywa kryzys i upadek w zderzeniu z rzeczywistością. Tego rodzaju postpolityczna wspólnota kruszy się w zderzeniu z ummą, jak funkcjonuje islam. To wspólnota jednego wyznania, które jest ponad polityką i reguluje życie wyznawców na podstawie prawa religijnego, które deleguje wyznawców religii do walki z innymi cywilizacjami, nawet z tą tolerancyjną Europą.
Ta posteuropejska postawa to kwestia ostatnich kilkunastu lat? Przypominam sobie wystawę sprzed 20 lat, która była w Krakowie. Wystawa „Drogi do Santiago” pokazywała, że wspólna Europa budowała się na szlakach pielgrzymkowych. Przynajmniej taki był zamysł autorów. Ta posteuropejska twarz Europy kiedy się zrodziła i co o niej zdecydowało?
- Jeśli na spokojnie zastanowić się nad genezą wspólnoty europejskiej, to ona jest przede wszystkim średniowieczna, bo wtedy pielgrzymki przechodziły ponad granicami i były miejscami spotkań. Był handel i powstały uniwersytety stworzone przez Kościół i przez państwa chrześcijańskie, będące miejscami spotkania ludzi ponad granicami. Zaczęto to kwestionować po 1945 roku, po tragicznym doświadczeniu, które wymagało przemyślenia. To był ludobójczy reżim narodowosocjalistycznych Niemiec i nieprzerobionego wtedy totalitaryzmu sowieckiego. To była pobudka do idei, którą sformowali ojcowie założyciele nowej Europy, którzy o lata świetlne są oddaleni od dzisiejszych politycznie poprawnych przywódców Europy. Tamci ojcowie założyciele wszyscy byli chrześcijanami. Oni wiedzieli, że trzeba ograniczyć nacjonalizm, ale jednocześnie nie chcieli uronić odrębnych tożsamości narodowych ani dziedzictwa chrześcijańskiego. Ten proces się zradykalizował w ostatnich latach, zwłaszcza w pokoleniu 1968 roku, w którym kilkudziesięcioletnia droga marksizmu i skrajnie lewicowych ideologii prowadzona przez instytucje przyniosła owoce. Najpotężniejsze media, ośrodki uniwersyteckie opanowane przez tę ideologię, zaczęły kształtować sposób myślenia rządzących elit. Następny etap przyszedł po 1968 roku i zatriumfował w latach 90. W tym nowym projekcie ideologicznym nie ma męża stanu. Są tylko biurokraci i ideologiczni fanatycy.
Jest zatem szansa na przełom? Wczoraj byliśmy Francuzami, dziś jesteśmy Belgami. Kim będziemy jutro? Może znowu Europejczykami, ale w pierwotnym tego słowa znaczeniu?
- Marsze, które są podejmowane, oświetlenia w barwach narodowych krajów, które dopadają akty terroryzmu islamskiego, budzą moją odrazę. Nie dlatego, że są podejmowane ze złych pobudek. Moją odrazę budzi cynizm organizatorów tych marszów. Ich rola, rola polityków, nie polega na organizowaniu marszu, ale na zabezpieczeniu Europy przed końcem Europy. Polityka, którą realizują, przybliża kolejne akty terroryzmu. Powiem z przekonaniem, że jutro będziemy znowu Francuzami, Belgami. Nie daj Boże, że będziemy Polakami. Zamachy zaczną docierać do nas. Politycy europejscy nic nie robią, by realnie zmierzyć się z problemem, czyli wrócić do granic, do obrony i czterech cnót świętego Tomasza, które są zastąpione swoimi odwrotnościami. Te cnoty to roztropność, umiarkowanie, męstwo i sprawiedliwość. Dzisiaj ideologię UE reprezentuje skrajna głupota, czego przykładem jest zaproszenie milionów nielegalnych imigrantów a wśród nich tysięcy terrorystów. Skrajna niesprawiedliwość, bo obciążanie tradycji europejskiej ryczałtowym potępieniem i tradycji poszczególnych narodów, że wszystko co złe wywodzi się z tego co było przed 1945 rokiem, jest radykalną niesprawiedliwością i głupotą. Jak popatrzymy na dorobek Europy, to wszystko co wartościowe, stworzyła Europa przed 1945 rokiem. Żyjemy w czasie karłów duchowych, intelektualnych i moralnych. Wreszcie jest to też Europa tchórzostwa. Bez odwagi żadna wspólnota nie może się ostać.
Jaki głos Polski powinna usłyszeć Europa? Jaki głos my sami powinniśmy usłyszeć, jak będziemy przypominać o rocznicy chrztu?
- Rocznica chrztu jest dobra do przypomnienia pięknej tradycji spotkania gnieźnieńskiego. Ono nastąpiło 34 lata po chrzcie i było symbolem jedności Europy, jedności skupionej wokół pewnych wartości. Ta Europa chciała się poszerzać na świat przy pomocy misji pokojowej, niosącej pozytywne wartości. Współczesna Europa oferuje pustkę. To potrzeba spotkania, które przemyśli na nowo sposób działania UE. Nie chodzi o likwidację UE, ale zmianę sposobu jej działania. Ten zideologizowany, skretyniały sposób działania, którego przykłady widzimy teraz w postaci tych marszów, płaczów pani Mogherini to objaw tchórzostwa. Jak tego nie przemyślimy i nie podejmiemy wspólnego działania to UE będzie nie do uratowania. Inicjatywa może wyjść ze strony tych, którzy to przemyślenie już rozpoczęli. Nie można przyjmować punktu widzenia, że my – młodsi bracia – nie mamy prawa inicjować dyskusji o Europie. Mamy takie samo prawo, a może nawet większe niż nasi bracia z zachodu. Roztropniej niż oni zareagowaliśmy na pierwsze objawy tego zagrożenia. Dzisiaj Europa wraca do rozwiązań, które zgłaszał 1,5 roku temu premier Orban. Wraca do stwierdzenia oczywistości, którą wyraził Jarosław Kaczyński, mówiąc o strefach szariatu, gdzie nie sięga władza. Widać przykład w sercu Europy. Jest dzielnica Molenbeek, gdzie nie ma wstępu policja belgijska. Nawet po zamachach w Paryżu i w Brukseli okazało się, że nadal policja nie była w stanie zapanować nad dzielnicą w stolicy Belgii. Zatem skoro myśmy roztropniej rozeznali zagrożenia, może Europa środkowowschodnia powinna rozpocząć debatę i zaprosić do niej kolegów z zachodu. To ma być debata nad fundamentalnymi zmianami działania Unii Europejskiej.