Zapis rozmowy Michała Olszewskiego z gośćmi programu "Koło kultury"
Michał Olszewski: Skąd biorą się tak gwałtowne oskarżenia wobec „Tygodnika Powszechnego”?
Błażej Strzelczyk: Często znajduję swoje nazwisko na portalu wPolityce.pl i portalu Fronda.pl i czytam o sobie różne dziwne rzeczy. Nie mam klarownej odpowiedzi na pytanie, które postawiłeś, dlatego, że „Tygodnik Powszechny”, w mojej opinii, ma w Kościele i w społeczeństwie bardzo ważny i znaczący głos. Być może jest tak, że ten znaczący głos komuś doskwiera. To, że naszemu pismu bardzo szybko rośnie sprzedaż, wielu ludziom z drugiej strony barykady, jakkolwiek to brzmi, przeszkadza. Dlatego starają się nas dyskredytować.
Kalina Błażejowska: Tylko, że my nie jesteśmy po żadnej stronie, żadnej barykady.
Michał Olszewski: W dyskusji o polskim katolicyzmie można nie być po żadnej stronie barykady? To jest chyba niemożliwe.
Błażej Strzelczyk: Jesteśmy po stronie Ewangelii, po prostu.
Kalina Błażejowska: To, co wielu ludzi boli w "Tygodniku", to to, że nie zajmuje ideologicznych stanowisk w wielu sprawach. Stoimy po stronie refleksji, namysłu, zamiast szybkich ocen i stosowania ideologicznych klisz.
Michał Olszewski: Czy do bolesnych i niesprawiedliwych zarzutów można się przyzwyczaić? Śledzę wypowiedzi medialne księdza Oko, który jest postacią znajdującą niezwykłą przyjemność w piętnowaniu grzechów „Tygodnika Powszechnego”. Postać, która stara się udowodnić, że "Tygodnik" to jest nieomal pomiot diabelski. „To, co robi <Tygodnik Powszechny> w sprawie gender, to jawna zdrada, to piąta kolumna, koń trojański w Kościele. To jest działanie judaszowo-kainowe” - grzmi ksiądz Dariusz Oko. Można się do tego przyzwyczaić?
Błażej Strzelczyk: To wcale nie jest śmieszne, kiedy kapłan Kościoła katolickiego mówi do swoich współbraci w wierze, że są Kainami i Judaszami. To znaczy, że uważa tych ludzi za kogoś, kto zabija swojego brata z zazdrości albo sprzedaje najważniejszą postać w życiu, czyli Jezusa za garść srebrników. Jeżeli kapłan Kościoła katolickiego nie ma zwierzchnika, który go w jakiś sposób temperuje i ma prawo do tego typu sądów, to już przestaje być śmieszne.
Michał Olszewski: Co przyciągnęło was do „Tygodnika Powszechnego”? Należycie do najmłodszej generacji dziennikarzy tego pisma.
Kalina Błażejowska: Studiowałam dziennikarstwo i musiałam zrobić miesięczny staż po drugim roku studiów. Trafiłam do "Tygodnika", bo wydawał mi się najciekawszym tytułem wydawanym w Krakowie. Zawsze mi się dobrze kojarzył. Przyjaźniłam się z córkami redaktorów "Tygodnika". Jakoś to pismo było mi bliskie. Będąc na stażu spodobał mi się sposób pracy w redakcji. Spodobało mi się jak redaktorzy ze sobą dyskutują, jak się do siebie odnoszą i jak im wszystkim zależy na tej gazecie. Po paru latach, kiedy dostałam tu pracę, stało się to dla mnie bardzo ważne, żeby być w "Tygodniku".
Michał Olszewski: Zdradźmy sekrety kuchni redakcyjnej.
Kalina Błażejowska: Wydaje mi się jakąś odrębną rzeczywistością, kiedy słyszę, że w innych redakcjach panuje nieustanne psychiczne dręczenie, nie ma żadnych możliwości awansu albo, że szef jest wyjęty spod prawa. Jest mi strasznie głupio wygłaszać opinie, że jesteśmy jakąś jedną wielką rodziną, ale powiedzmy, że na co dzień pracuje się bardzo miło.
Błażej Strzelczyk: "Tygodnik Powszechny" z perspektywy religijnej jest pismem, które nie stosuje klisz ideologicznych. Chciałbym też, żeby w mojej religijności miał miejsce ten sposób myślenia, jaki ma „Tygodnik Powszechny” o wierze i religii. Rzeczą naturalną jest to, że chciałem w tym piśmie pracować. To się na szczęście udało i mogę go współtworzyć. A jeśli rozmawiamy o samej redakcji, to to jest taka grupa ludzi, która chce, żeby "Tygodnik" był wydawany na najwyższym poziomie. Jesteśmy nie tylko redaktorami tego pisma, ale też jego czytelnikami i staramy się wydawać pismo tak, by było przyjazne dla odbiorcy.
Michał Olszewski: Z poziomu bezpiecznych ogólników, zejdźmy na poziom brutalnych konkretów. Mam tutaj przed sobą książkę Józefy Hennelowej „Otwarty, bo powszechny”. Józefa Hennelowa powiada tak: „Otwartość nie oznacza, że katolicyzm nie stawia wymagań, albo że prawdy wiary można dowolnie przyjmować lub odrzucać”. Jakie wymagania i granice "Tygodnik" stawia sam sobie i jakie granice stawia swoim czytelnikom?
Błażej Strzelczyk: Mam poczucie, że pojęcie Kościół otwarty jest pojęciem bardzo rozmytym w polskiej publicystyce i nie do końca je rozumiemy. „Tygodnik Powszechny” nie tylko z perspektywy dziennikarskiej, ale także z poziomu środowiska, które Kościół katolicki chce formować, chce mówić o Kościele otwartym, takim który nie patrzy przez pryzmat klisz ideologicznych. Staramy się szukać, razem z czytelnikami, odpowiedzi na szereg pytań, które stawia nam współczesny świat i Kościół. W tym kierunku chcemy podążać. Mamy wyniki badań CBOS, które nam jasno pokazują, że wiaraprywatyzuje się i indywidualizuje, podczas gdy hierarchowie i księża katoliccy starają się komunikować o sprawach intymnych dla ludzi w Polsce za pośrednictwem billboardów. Jeżeli znajdujemy się w sytuacji, że wiara Polaków jest prywatna i wszystkie kategorie wiary są prywatne, również grzech, również modlitwa, to nakładanie na te potrzeby Polaków, starej kalki, w której wydaje nam się, że musimy o czymś komunikować publicznie, jest niewłaściwe. Chodzi o to, żebyśmy zmienili ten sposób myślenia. Żebyśmy najpierw zbadali temperament Polaków a dopiero potem, wykorzystując tę wiedzę, zmienili metody funkcjonowania Kościoła w społeczeństwie.
Kalina Błażejowska: Na pewno staramy się dbać o dziennikarskie wartości, które są coraz mniej popularne. Nasze okładki są raz lepsze raz gorsze, ale nigdy nie przekraczają granicy dobrego smaku, poczucia przyzwoitości. "Tygodnik" nie jest pismem, które szuka taniej sensacji. Nie tworzymy materiałów dziennikarskich pod ustalona tezę. Jesteśmy tygodnikiem, który poświęca wyjątkowo dużo miejsca, jak na polską prasę, tematom zagranicznym. Okładki, które pokazują wydarzenia dziejące się poza Polską się nie sprzedają. My jednak, jako jedyny tygodnik w Polsce, zrobiliśmy okładkę z ataku na redakcję „Charlie Hebdo”.
Błażej Strzelczyk: Również jako jedyni umieściliśmy na okładce twarz Niemcowa.
Kalina Błażejowska: Działamy na przekór, pod prąd. Staramy się też pokazywać czytelnikom rzeczy, w naszym przekonaniu, niezwykle ważne, a dziejące się poza polskim podwórkiem. Nie koncentrujemy się wyłącznie na wojnie Po-PiS, ale dotykamy też spraw istotnych. Przez ostatni rok sporo miejsca poświęciliśmy konfliktowi na Ukrainie. To są te wartości, o które staramy się dbać. Pracuję w dziale kultury. Dla mnie ważne jest, w jaki sposób piszemy o kulturze. Nie drukujemy artykułów na zamówienie. Piszemy o tym, co rzeczywiście wydaje się ważne i uciekamy od łatwych ocen. Nie mamy systemu ocen gwiazdkowych, to znaczy nie oceniamy filmów trzy na pięć gwiazdek. Wychodzimy z założenia, że to nie jest ten typ dziennikarstwa kulturalnego, który chcemy uprawiać.
Michał Olszewski: Powrócę do tematu prywatyzacji polskiej wiary. Mam z tym pewien problem. Mówimy w Polsce coraz więcej o swoich przekonaniach. Chętniej ujawniamy swoją orientację seksualną czy tożsamość. Obnażamy się w bardzo różnych sferach życia społecznego i religijnego. Z drugiej strony mam wrażenie, że katolicyzm staje się coraz bardziej sferą prywatną. O ile coraz łatwiej jest nam mówić o swoich preferencjach seksualnych na przykład, to już pytanie o to, czy jesteś katolikiem czy nim nie jesteś jest pytaniem znacznie trudniejszym niż było kilkanaście lat temu. Jest to dla mnie zjawisko paradoksalne i nie bardzo potrafię to sobie wytłumaczyć.
Błażej Strzelczyk: Nie oswoiliśmy w społeczeństwie otwartego mówienia o naszej religijności. Ona się w tym sensie prywatyzuje, że Kościół, który dotychczas miał monopol na gospodarowanie religijnością Polaków, robił to w niewłaściwy sposób. Nie mówimy o religijności, nie mówimy o wierze, ale z drugiej strony mamy coraz więcej szkół jogi albo medytacji. Wydaje mi się, że dziś Polacy nie odnajdują w Kościele takiego narzędzia, które dałoby im spokój, stabilność emocjonalną, bezpieczeństwo. Szukają tego w innych przestrzeniach. Jeżeli misjonarz jedzie na misję do Afryki, to zanim zacznie ewangelizować, mówić o religijności i o wierze, najpierw uczy się języka mieszkańców, bada ich temperament, lokalne problemy, ograniczenia, poznaje ich praktyki religijne. Na tej bazie buduje swoje metody ewangelizacyjne. My tej lekcji nie odrobiliśmy. Kilka miesięcy temu zrobiliśmy temat numeru, że Polska jest krajem misyjnym. W tym sensie, że zmieniła się temperament Polaków. My musimy przeanalizować tę nową polską tożsamość, zbadać co się dzieje z polskim społeczeństwem i dopiero po odrobieniu tej lekcji, możemy rościć sobie prawo do mówienia o Panu Bogu. Nie możemy działać posługując się wciąż starymi metodami. W tym sensie się rozmijamy.
Michał Olszewski: Brakuje mi w Tygodniku tej podstawowej misyjności.
Błażej Strzelczyk:W jakim sensie?
Michał Olszewski: Jesteśmy krajem analfabetów katolickich. Brakuje mi kolumny pokazującej na zasadzie leksykonu czym jest na przykład krzak gorejący. Ksiądz Boniecki opowiadał kiedyś o wycieczce licealistów, która pojechała do Ziemi Świętej i spotkała się z tamtejszym przewodnikiem. Po kilkunastu latach edukacji religijnej oni nie mieli pojęcia w jakim miejscu się znajdują.
Błażej Strzelczyk: „Tygodnik Powszechny” to nie jest wyłącznie to, co się drukuje. Strona internetowa pisma, również jest "Tygodnikiem". Pismo jest katolickie nie dlatego, że jest klerykalne i że jest częścią diecezji krakowskiej, tylko dlatego, że jest pismem ludzi, którzy są katolikami. Pytanie, czym jest dziennikarstwo, czy to jest pokazywanie świata, czy jego zmienianie? Ale to już dyskusja na inną audycję.
Michał Olszewski: Czytelnik z Poznania pisze: „Słucham audycji o moim ulubionym tygodniku opinii. Fantastyczna rozmowa, bardzo dziękuję za spotkanie z młodymi dziennikarzami "Tygodnika Powszechnego". "Tygodnik" w ostatnim czasie przeszedł sporo zmian, zwłaszcza tych formatowych i wizualnych, wciąż jednak pozostał pismem, w którym najważniejsza jest treść na wysokim poziomie. Jak młodzi redaktorzy widzą przyszłość "Tygodnika Powszechnego"? Jaki jest i jaki ich zdaniem powinien być "Tygodnik" za kilka lat?”
Kalina Błażejowska: Za parę lat "Tygodnik" powinien mieć niesamowitą sprzedaż, która pozwoli nam na to, żeby być pismem grubszym. Chcemy robić dobrą, rzetelną gazetę. Dużo mówimy o katolicyzmie i miejscu "Tygodnika" w Kościele. Chciałam też zwrócić uwagę też na to, że pismo jest czytane nie tylko przez osoby związane z Kościołem. Jest czytane i redagowane również przez osoby, które są od Kościoła daleko. Według mnie coś takiego jak katolickie dziennikarstwo kulturalne nie istnieje. Nie chodzi wyłącznie o sprawy kościelne. W kwestii zmiany formatu, to była dla nas duża rzecz. Mija rok odkąd zmieniliśmy format. Okazało się, że wyszło nam to na dobre. Zyskaliśmy nowych czytelników. Jesteśmy jedynym tygodnikiem w Polsce, któremu sprzedaż rośnie a nie spada.
Błażej Strzelczyk: Chciałbym, żeby "Tygodnik" był bardziej dostępny a ta dostępność zwiększy się, kiedy zwiększy się nakład i jego sprzedaż. Mam wrażenie, że "Tygodnik" podąża z duchem czasu a w niektórych momentach nawet go wyprzedza. Pismo świetnie porusza się w płaszczyźnie multimediów, jednocześnie nie zbywa mu na jakości, bo nieustannie przyświeca nam etos rzetelnego dziennikarstwa.
Michał Olszewski: Sięgnijmy do dalekiej przeszłości, do 1936 roku. Zacytuję słowa Jerzego Turowicza: „Bo czymże jest katolicyzm polski wobec francuskiego na odcinku kultury. Powierzchowne choćby zetknięcie się z kulturą francuską, objawia nam całą plejadę nazwisk twórców katolickich pierwszej jakości: Claudel, Péguy, Bremond, Rivière, Bordeaux, Jacob, Copeau, Goyau, Bloy, Huysmans, Levaux, Massis, Malègue, Daniel-Rops, Ghéon i wielu, wielu innych. Gdzie są takie nazwiska w Polsce? Są może dwa, trzy, cztery i koniec. We Francji już trzecia generacja buduje kulturę katolicką, a w Polsce nie było ani pokolenia Leona Bloy, nie ma pokolenia Karola Péguy wyrosłego z przedwojennego niepokoju, nie ma prawie zupełnie młodego pokolenia powojennego, pokolenia Daniel-Ropsa. To nie jest pesymizm. To jest po prostu stwierdzenie faktu, że ten etap rozbudowy kultury katolickiej w Polsce jest jeszcze przed nami”. Dlaczego polska kultura katolicka, czy chrześcijańska jest nadal tak słaba? To rozpoznanie Turowicza, mimo upływu lat nie straciło na aktualności, co więcej, przyznawanie się człowieka kultury do powinowactw z katolicyzmem jest często traktowane jako niesłychanie obciachowe.
Kalina Błażejowska: Ten cytat zweryfikowała historia, bo wspaniałe nazwiska, które wymienia Turowicz są nazwiskami, które dzisiaj nam absolutnie nic nie mówią. Nie zastanawiam się jakiego wyznania jest autor mojej ulubionej książki i czy jest praktykujący. Ostatnio przygotowywałam dla "Tygodnika" wywiad z Pawłem Pawlikowskim, laureatem Oscara, reżyserem „Idy”. On przyznaje się do swojego katolicyzmu, zaznaczając, że jest to katolicyzm otwarty, że to jest relacja skomplikowana. To jest ciekawe, że kiedy jesteś człowiekiem kultury i mówisz o swojej wierze, to fajnie jest podkreślić, że to jest skomplikowane. Po ostatnim filmie Zanussiego, z którym też zrobiłam wywiad, wywiązała się dyskusja, gdzie jest kino katolickie. On sam w wywiadzie ze mną odżegnywał się od bycia reżyserem katolickim. Uważał, że to jest szufladkowanie, że wsadzili go do tej szufladki jak on zrobił film o papieżu a on jest reżyserem, który odwołuje się do pewnych wartości. Pamiętam, że Konrad Sawicki w „Gazecie Wyborczej” napisał recenzję z „Obcego ciała” gdzie narzekał, że większość krytyki filmowej jest lewicowo-liberalno-ateistyczna, dlatego tak strasznie ten film Zanussiego tępią. Moim zdaniem to nie jest w ogóle ta linia. „Ciało obce” powinno bronić się wartościami artystycznymi, nie ideologią i nie religią. Według mnie albo coś jest dobre, albo coś jest słabe. Niestety ten film był raczej słaby.
Błażej Strzelczyk: Przypominam sobie księdza Tischnera, który mówił, że wcale nie jest tak, że katolik ma głosować na katolickiego prezydenta i kibicować katolickiej drużynie piłkarskiej, oglądać katolickie filmy. Od tego odchodzimy. Mam jednocześnie poczucie, że katolicka twórczość mam na myśli Darka Malejonka czy Luxtorpedę, mieści się w ramach dobrej popkultury. Chyba to godzimy. „Tygodnik Powszechny” nie piętnuje. To że jesteśmy katoliccy, wcale nie oznacza, że jesteśmy klerykalni. Nie jesteśmy biuletynem Kościoła katolickiego. Jesteśmy dziennikarzami, którzy godzą te dwa światy i nie roszczą sobie prawa do tego, żeby ingerować w czyjeś życie. Zostawiamy otwartą furtkę. Cykl wywiadów o darach Ducha Świętego nie jest cyklem konfesyjnym, w tym sensie, że nie zapraszamy do rozmowy wyłącznie ludzi, którzy bezpośrednio identyfikują się z wiarą. w tym tygodniu można czytać wywiad z panią Celińską, która przyznaje się do swojej religijności, ale za tydzień będzie wywiad z Łukaszem Rostkowskim, raperem, który się do tego nie przyznaje. Staramy się być maksymalnie szeroko otwarci na różne doświadczenia, w tym na doświadczenia religijne.
Michał Olszewski: Pan Konrad Dudek pisze: „Chciałbym zapytać, jak wiele uwagi redaktorzy pisma poświęcają listom i opiniom czytelników. Może goście pokuszą się o porównanie do innych polskich tygodników.
Kalina Błażejowska: To jest kolumna, którą staramy się utrzymywać. Pojawia się w każdym numerze. Mamy redaktora odpowiedzialnego za to, żeby te listy czytał i jakoś się do nich odnosił. To jest dla nas ważne. Trochę się zmieniło. Na forum „Tygodnika”, pod artykułami na stronie internetowej czy na facebook'u pojawiają się komentarze, które są równie ciekawe co listy, które otrzymujemy. Staramy się to śledzić.
Błażej Strzelczyk: Z listów, które dostajemy od czytelników, wyciągamy wnioski. Propozycja zmiany formatu w gruncie rzeczy wyszła od czytelników. Oni potrzebowali wygodniejszego formatu, niż ten duży, który był rok temu. Mam takie doświadczenie, pracując w innych redakcjach pamiętam, że na listy się nie odpowiadało. W „Tygodniku Powszechnym” na listy odpowiadamy. Mamy poczucie, że czytelnik, który chce się z nami skomunikować, ma do tego bardzo łatwy dostęp.
Kalina Błażejowska: Postawiłam sobie cel, kiedy zaczynałam pracę, że będę odpisywać na wszystkie wiadomości od początkujących autorów. I to mi się udaje. Nie zawsze jestem bardzo wylewna, ale staram się odpisywać na każdy tekst. Planujemy zamieścić w „Tygodniku” kolejną ankietę, żeby się dowiedzieć, jak czytelnicy odnajdują się w w nowym formacie pisma i czego by jeszcze oczekiwali.
Michał Olszewski: Adam Boniecki w tekście „Nie musimy kopać przepaści” pisał „Tygodnik” w swej koncepcji odbiega od przeciętnego pisma katolickiego. W jednym z kościelnych tygodników, raczej umiarkowanym pod tym względem, na 54 stronicach tekstu naliczyłem 15 fotografii biskupów i księży. To wskazuje także na proporcje materiałów kościelnych i religijnych w piśmie. W „Tygodniku” przy tej samej mniej więcej objętości, dobrze jeśli będzie trzech lub czterech księży. Miejsce poświęcone sprawom Kościoła jest niewspółmiernie szczuplejsze niż w propagowanych pismach katolickich”. Możemy mówić, że „Tygodnik” jest bytem samoistnym, obrał własną drogę, ale jakichś porównań, jako dziennikarze dokonujecie. Zestawiacie swoją pracę z tym, co robią inni. Konkurujecie z tygodnikami typu: „Newsweek” czy „Polityka” czy raczej z „Gościem Niedzielnym”?
Błażej Strzelczyk: Jesteśmy wypuszczeni z redakcji, podczas gdy tam toczy się teraz gigantyczna praca, żeby zamknąć numer. Pamiętam jedną z takich historii, w której wywieszaliśmy wszystkie kolumny na ścianie i analizowaliśmy, czy nie powtarzały się pewne zdjęcia, konstrukcje składniowe. Michał Okoński, wicenaczelny „Tygodnika” zwrócił uwagę na to, że mamy zbyt dużo biskupów. Powiedział, że tu jest o jedną piuskę za dużo. Rzeczywiście staramy się, żeby tych kościelnych tematów nie było zbyt dużo.
Kalina Błażejowska: Nie chodzi o to, że tak bardzo nie lubimy biskupów, tylko o to, że w Kościele są też świeccy i o tym należy pamiętać. Co do konkurencji: śledzimy „Gościa Niedzielnego”. Patrzymy, czym ta redakcja się interesuje, w jaki sposób pewne tematy przygotowuje. Jeśli chodzi o mnie, to bliżej mi jhednak do „Polityki” i „Newsweek'a”.
Michał Olszewski: Pan Paweł pyta: „Katolicyzm powszechny czyli tkanka łączna” - cytat za Czesławem Miłoszem. Co jest tkanką łączną w katolicyzmie?
Błażej Strzelczyk: Chciałbym powiedzieć dwoma słowami – Jezus Chrystus. Mam poczucie, że my dziś coraz mniej o nim mówimy a on jest naprawdę dla nas bardzo ważny.
Michał Olszewski: „Drugi problem – pisze pan Paweł – daliśmy się w pewnym sensie sprotestantyzować. Dawkins pytający czy katolik wierzy, że w opłatku zawarte jest DNA, zadaje nieświadomie pytanie protestanckie”.
Błażej Strzelczyk: Zarzuty o protestantyzację Kościoła katolickiego pojawiały się już za czasów Tischnera. My nie zmieniamy doktryny, tylko idziemy z duchem czasu. Jeżeli nasza wiara prywatyzuje się, to pewne postawy wobec tej wiary muszą się zmieniać. Natomiast trzon czyli doktryna i nauczanie Jezusa Chrystusa pozostają bez zmian.
Kalina Błażejowska: Ciekawe jest też to, że „Tygodnik” w swojej otwartości wskazuje na rzeczy, które są i funkcjonują w Kościele, w zgodzie z jego nauczaniem. Tylko są niepopularne bądź nie przebiły się do szerszej świadomości. Niektóre ze spraw uważane są niemal za herezje, jak na przykład sprawa ojca Ludwika Wiśniewskiego, który opublikował u nas esej, w którym pisze o tym, co obowiązuje w Kościele. Przez niektóre środowiska został odsądzony od czci i wiary.
Błażej Strzelczyk: Zwracał uwagę na pewne praktyki religijne, niedostępne w Kościele powszechnym, typu medytacja chrześcijańska, która jest całkowicie zgodna z doktryną. Medytacja jest doświadczeniem religijnym ojców pustyni, mnichów, którzy są częścią Kościoła a zatem nie odbiegamy od doktryny a chcemy ją jedynie pokazać we właściwym świetle.
Michał Olszewski: Nakładem „Tygodnika” ukazała się właśnie książka ojca Ludwika Wiśniewskiego „Blask wolności”.
Kalina Błażejowska: Najgłośniejsze zdanie z tej książki dotyczy wyboru między sumieniem a doktryną. Co zrobić, kiedy nauczanie Kościoła mówi co innego niż podpowiada nam sumienie. Ojciec Ludwik mówi, żeby słuchać swojego sumienia. Jest trochę takim outsiderem w Kościele. Wybrał sobie „Tygodnik” na miejsce publikowania swoich tekstów, które są owocem długiego namysłu. Nie zamawiamy tych tekstów a ojca nie wykorzystujemy do naszych niecnych zamiarów.
Michał Olszewski: To co ojciec Ludwik Wiśniewski pisze można podsumować jednym zdaniem, że religia nie może być batem.