Wiedzę tę wykorzystała Monika Zatorska, dyrektor szkoły podstawowej w podkrakowskich Konarach, która gościła w audycji "Przed hejnałem". Gościem była też Maria Mostowik, psycholog, psychoterapeuta z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 3 w Krakowie.
Sylwia Paszkowska: Jak to się stało, że szkoła, której groziła likwidacja dziś jest pionierem w dziedzinie edukacji gardnerowskiej, a rodzice marzą, żeby posłać do niej swoje dzieci?
Monika Zatorska: Wiele osób mnie o to pyta. To sukces wspólny nauczycieli, pracowników i mój prywatny sukces. Kiedy opowiedziałam o moim pomyśle na rozwój szkoły, spotkałam się z dużym zainteresowaniem i zaangażowaniem wszystkich osób współtworzących szkołę.
Sylwia Paszkowska: O co chodzi w teorii Howarda Gardnera, profesora Harvardu, którą wcieliła pani w życie w Polsce?
Monika Zatorska: Profesor Gardner sam podkreśla, że jest neuropsychologiem i sam do końca nie wie, jak jego teorię przenieść do praktyki, do pracy z dziećmi. Przez wiele lat interesowałam się sposobami wdrażania tego pomysłu od strony praktycznej. Profesor Gardner zrewolucjonizował nasz dotychczasowy sposób postrzegania ilorazu inteligencji. Doszedł do wniosku, że dotychczasowe dwa typy inteligencji są niepełne i dyskryminują osoby, które posiadają uzdolnienia innej natury. Pokazał w swojej teorii, że nasza inteligencja jest wielopłaszczyznowa i określił kilka jej typów: obok inteligencji matematyczno-logicznej i językowej, mamy jeszcze inteligencję przyrodniczą, ruchową, przestrzenną, muzyczną, interpersonalną i intrapersonalną. Te inteligencje się przenikają i za pomocą naszych mocnych cech możemy eliminować te słabsze, gorzej wykształcone typy inteligencji. W tradycyjnej szkole najbardziej preferowane są dwa typy inteligencji: matematyczno-logiczna i językowa. I rzeczywiście, jeśli nauczyciel opiera się na tych właśnie i organizując zajęcia tylko je rozwija, to tak naprawdę trafia tylko do 20% dzieci. Pozostałe 80% potrzebuje innego rodzaju stymulacji.
Sylwia Paszkowska: Co odpisał prof. Gardner, kiedy napisała pani do niego po raz pierwszy?
Monika Zatorska: Zdziwiłam się, bo odpisał na drugi dzień. Napisał, że będzie mi kibicował i prosił, bym dała znać, jak mi idzie.
Sylwia Paszkowska: Pani Mario, pani niedawno odwiedziła szkołę w Konarach, żeby zobaczyć jak w praktyce wygląda teoria gardnerowska, bo samą teorię już pani znała.
Maria Mostowik: Kiedy usłyszałam o szkole w Konarach, od razu zorganizowałam sobie wizytę w tej szkole i powiem, że byłam zaskoczona pozytywnie. Szkoła od pierwszego momentu robi dobre wrażenie. Jest mała, kameralna, dobrze wyposażona, nieprzeładowana pomocami naukowymi, które mogłyby dzieci przytłaczać. Pani Monika jest otoczona bardzo przyjaznym, otwartym gronem nauczycieli. Szkoła jest nastawiona na indywidualną pracę z dzieckiem. Ale to nie oznacza pracy "jeden na jeden". To praca z grupą dzieci, stawiająca na ich aktywność. Lekcje w tej szkole wyglądają tak, że nie ma wykładu, nauczyciel nie stoi na podeście, nauczyciel jest pomiędzy dziećmi, nie ma segregacji, wszyscy siedzą razem, a do wiedzy dzieci dochodzą same: gromadzą informacje, selekcjonują, porządkują, a następnie ją wykorzystują i rozwiązują problemy.
Sylwia Paszkowska: Nie macie problemu z dyscypliną?
Monika Zatorska: Dyscyplina to trudne słowo, którego nie lubię. Kiedy idę korytarzem i słyszę ciszę, to jestem zmartwiona. W naszej szkole uczymy twórczego rozwiązywania problemów, każdy ma możliwość swobodnego wypowiadania się, podstawową formą pracy jest praca w grupach, więc trudno o ciszę.
Maria Mostowik: Ja tylko dodam, że dzieci mają możliwość komunikowania nauczycielowi, że np. już rozwiązały zadanie albo że mają jakiś problem dzięki tabliczkom z odpowiednim kolorem. To dobry pomysł, by dzieci nie musiały się przekrzykiwać.
Monika Zatorska: Musimy się zastanowić kogo chcemy wychować, czy dzieci podporządkowane czy człowieka twórczego.
Sylwia Paszkowska: Szkoła cieszy się dużą popularnością, rodzice dowożą dzieci nawet z Krakowa.
Monika Zatorska: Tak, mamy dzieci z Krakowa, ze Świątnik, z okolic Wieliczki, a nam wciąż brakuje wolnych miejsc.
Sylwia Paszkowska: Bardzo przychylny artykuł napisała o pani szkole Olga Szpunar z "Gazety Wyborczej", a przecież dziennikarka znana jest z krytycznego spojrzenia na edukację.
Monika Zatorska: Pani Olga bardzo dużo rozmawiała z uczniami, rodzicami. Ten artykuł to też dla nas wyzwanie, motywacja do dalszej pracy. Pamiętajmy, że szkoła jest żywym organizmem, dzieci się zmieniają, więc szkoła powinna się do nich dostosowywać.
Sylwia Paszkowska: Te dzieci nie przechodzą castingu, to bardzo zróżnicowane środowisko.
Monika Zatorska: Tak, mamy bardzo różne dzieci, ale wszystkie są wspaniałe. Kiedy inni pytają, dlaczego nasza szkoła jest wyjątkowa, zawsze odpowiadam, że mamy wspaniałe dzieci i to ich zasługa.
Sylwia Paszkowska: Jak nauczyciele podeszli do pomysłu, by zmienić metody nauczania? Nie wierzę, że nauczyciele z dwudziestoletnim stażem pracy byli zadowoleni z tego, że teraz muszą zupełnie zmienić swój sposób pracy?
Monika Zatorska: Od nauczycielek z wieloletnim stażem usłyszałam, że czekały na to całe życie.
Sylwia Paszkowska: Wiem, że pani szkoliła nauczycieli z innych szkół, projekt trwał 3 lata, ale nie przyjął się.
Monika Zatorska: Tak, szkoliłam nauczycieli w klasach 1-3, otrzymali wyposażenie, ale niestety projekt się skończył, a nauczyciele tego nie kontynuowali.
Sylwia Paszkowska: Dlaczego?
Maria Mostowik: To prawdopodobnie brak odwagi ze strony nauczycieli, żeby zerwać z rutyną, po drugie nie mają obok siebie takiego pasjonata, jakim jest pani Monika, kogoś, kto wesprze ich, zmotywuje.
Sylwia Paszkowska: Od czego zacząć zmianę? Od zejścia z tego podestu i wyjścia, dosłownego wyjścia, do dzieci?
Monika Zatorska: Przede wszystkim trzeba traktować dzieci w sposób humanistyczny, nie segregować na lepszych, gorszych uczniów. Druga rzecz to zmiana przestrzeni - rezygnacja z ustawienia ławek rzędami i ułożenie ławek w podkowę, wtedy wszystkie dzieci są na tej samej pozycji. W mojej szkole dzieci codziennie rano losują miejsca, zawsze siedzą obok kogoś innego i uczą się współpracy z różnymi dziećmi.
Maria Mostowik: Mówiłam na początku rozmowy, iż urzekło mnie to, że szkoła jest niewielka, klimatyczna, dając jednocześnie argument nauczycielom, dyrekcji szkół, zlokalizowanych w dużych budynkach. Oni powiedzą pewnie, że w takich warunkach nie da się wprowadzić w życie pomysłu pani Moniki. Da się, w takich szkołach trzeba tylko wydzielić odpowiednie strefy. Trzeba przede wszystkim chcieć.