W ubiegłym tygodniu Jarosław Gowin uspokoił jednak, że Polska nie może zupełnie odciąć się od systemu bolońskiego. Całkowita likwidacja dwustopniowego podziału studiów w praktyce mogłaby oznaczać zmniejszenie mobilności studentów w kraju i w Europie i likwidację programu Erasmus.
Czy rzeczywiście Erasmus to swawola, imprezy, romanse, zaliczanie przedmiotów na piękne oczy i nicnierobienie za unijne pieniądze? Gośćmi programu "Przed hejnałem" byli: prof. dr hab. Andrzej Mania, prorektor ds. dydaktyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, Urszula Mayer-Gawron, przewodnicząca organizacji Erasmus Student Network AGH, która spędziła 9 miesięcy w Niemczech w ramach Erasmusa i praktyk oraz Natalia Fraś, studentka psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, która w ramach Erasmusa spędziła rok w Walencji.
Sylwia Paszkowska: Podobno życie studenta można podzielić na życie przed i po Erasmusie. Dlaczego studiowanie w obcym kraju tak bardzo zmienia człowieka?
Urszula Mayer-Gawron: Po pierwsze, to kompletnie nowe wyzwanie, jest się w obcym kraju, kompletnie samemu, po drugie, to ludzie, których się spotyka, inne kultury, można zobaczyć, że każdy żyje inaczej, to wzbogaca i uzależnia, chce się więcej.
Sylwia Paszkowska: Chodzi o kontakty towarzyskie? Imprezy, romanse?
Natalia Fraś: To jedna z największych wartości Erasmusa, że poznając nowych ludzi, poznajemy samych siebie, mamy przyspieszony kurs poznawania samego siebie.
Prof. Andrzej Mania: W Uniwersytecie Jagiellońskim wyjeżdżają studenci, którzy jasno wytyczają swoje cele, oni mają rozsądny sposób patrzenia. Niech się zakochują - proszę bardzo - ale muszą zrealizować program. My żyjemy w jednej kulturze, a wyjeżdżający sami sobie wyrabiają pogląd. To ważny moment kształtowania postawy jako obywatela kraju. Jest się ambasadorem Polski, ale ma się świadomość tego, jak wygląda życie gdzie indziej, jak funkcjonuje tam system.
Sylwia Paszkowska: W końcu obcy język staje się narzędziem, a nie sztuką, którą trenujemy dwa razy w tygodniu.
Natalia Fraś: Kiedy wyjeżdżałam do Walencji, to moja znajomość hiszpańskiego była minimalna, potrafiłam się przedstawić i poprosić o przejście na angielski. Uniwersytet w Walencji mnie zaskoczył, bo szeroka oferta zajęć w języku angielskim, wcale tak szeroka nie była i niemal od pierwszego dnia chodziłam na zajęcia w języku hiszpańskim. Po czterech miesiącach w tym języku zdawałam egzaminy.
Sylwia Paszkowska: Porozmawiajmy o systemie bolońskim. System boloński zakłada m.in. trzyletni licencjat i dwuletnie studia magisterskie. Czy zapowiadana wcześniej likwidacja systemu bolońskiego w Polsce zmniejszyłaby mobilność studentów w kraju i w Europie?
Prof. Andrzej Mania: System boloński daje studentom możliwość zmiany po trzech latach, mogą weryfikować swoje wybory życiowe. Po drugie, dzięki systemowi, pojawiły się programy mobilności studentów. Gdybyśmy dziś z tego zrezygnowali, to pojawiłby się problem, bo system boloński funkcjonuje prawie w całej Unii Europejskiej. To utrudniłoby wymiany studentów, bo musielibyśmy się jakoś dopasować do systemu. System boloński, muszę powiedzieć, nie sprawdza się tak do końca. Zakładano, że możliwość uzyskania dyplomu po trzech latach i drugiego dyplomu po kolejnych dwóch latach, zwiększy szanse na rynku pracy. Tak się nie stało. Rynek pracy wciąż ogląda się za magistrami. A studenci czują potrzebę, by skończyć studia II stopnia, marzą o tym, mimo że prawda jest taka, że nie wszyscy tego tytułu magistra potrzebują. Jestem za możliwością wyboru, w jakim trybie chce się studiować, to najlepsze rozwiązanie, ale jednocześnie najbardziej kosztowne dla uniwersytetu.
Sylwia Paszkowska: Ta Walencja wydaje mi się bliska mojemu studiowaniu we Włoszech. Jak to się wszystko odbyło?
Natalia Fraś: Ja wyjechałam na czwartym roku, a więc dość późno, ale szybko uznałam, że zostanę w Hiszpanii tak długo, jak tylko się da. Bardzo zaskoczyło mnie to, w jaki sposób tam się studiuje. Byłam zszokowana tym, jak pilni są hiszpańscy studenci, jak chodzą na dyżury do wykładowców, bo chcą podyskutować. To był dla mnie lekki szok, nie byłam do tego przyzwyczajona, ale ich chęć do studiowania zmieniła moje podejście, dlatego wydawało mi się, że wyjechałam dość późno.
Urszula Mayer-Gawron: Mnie w pierwszym momencie zdziwiło, że w Niemczech wykłady wyglądają inaczej, są mniejsze grupy, bardziej indywidualne podejście, poza tym sale był świetnie wyposażone, każdy miał do dyspozycji swój komputer, materiał był przetwarzany wolnej, ale dokładniej.
Prof. Andrzej Mania: Jestem ciekaw, co by panie przeniosły do swoich uczelni.
Natalia Fraś: Właśnie mniejsze grupy, postawienie na praktyczne zajęcia, mniej teorii. Przykładowo, w Walencji miałam jeden dział psychologii rozbity na sześć mniejszych przedmiotów, w Krakowie ten sam dział nie był rozdzielany, a realizowany jako blok przez cały rok. Wiedziałam, że pobyt i nauka w Walencji to jedyna okazja, by ten dział psychologii poznać tak dogłębnie. Szalenie podobał mi się też system oceniania. U nas ocena zależy najczęściej od wyniku egzaminu końcowego, tam ocena końcowa jest składową kilku innych: wyników z kolokwiów, prac grupowych, dużych projektów, obecności na zajęciach. Student wie, że na ocenę pracuje cały semestr.
Urszula Mayer-Gawron: Ja zwrócę uwagę na zaplecze. W Niemczech każdy ma swój komputer, swój sprzęt, u nas jedna osoba robi coś, a pięć osób patrzy.
Sylwia Paszkowska: Miały panie depresję "poerasmusową"?
Urszula Mayer-Gawron: Oj, tak, moim znajomi mieli mnie dość, cały czas mówiłam o Erasmusie, a oni kompletnie mnie nie rozumieli.
Natalia Fraś: Podpisuję się pod tym. Jednak da się z tego wyleczyć... kolejnymi wyjazdami.
Sylwia Paszkowska: Czy panie szukają pracy w Polsce, czy poza granicami kraju?
Natalia Fraś: Ja pracuję w Polsce, na szczęście mam taką pracę, która zapewnia mi dużą mobilność, więc łączę przyjemne z pożytecznym.
Urszula Mayer-Gawron: Ja jestem w momencie aplikowania na studia magisterskie za granicą. "Nosi" mnie. Nie wiem, co będzie kiedyś, na razie wiem, że mam wybór. Jestem wolna.