- A
- A
- A
"nie-boska..." to sztuka zespołowa. Tam nikt "nie puszcza" roli
- Jeśli przenosimy teatr do radia, to będzie to teatr wyobraźni. Właśnie taki nierealistyczny, gdzie będzie słychać uderzenie łyżeczki o szklankę, bo ktoś pije herbatę, tylko właśnie taki, który zachęci do wyobrażenia sobie pewnych rzeczy. Najbliższa temu ideałowi wydała się "nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" - zgodnie oceniła kapituła konkursu Radia Kraków "Transfer 2015"."nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU" laureatem konkursu Transfer 2015. Radio Kraków zrealizuje w formie przedstawienia radiowego nagradzany wieloma wyróżnieniami spektakl Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki. W najnowszej produkcji Radia Kraków usłyszymy Juliusza Chrząstowskiego, Małgorzatę Zawadzką, Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik i Dorotę Segdę.
Czytaj o konkursie Radia Kraków na spektakl sezonu
Zapis dyskusji, która odbyła się w Kole Kultury Radia Kraków. Udział wzięli jurorzy konkursu: prof. Małgorzata Sugiera, Anna Róża Burzyńska, Maciej Stroiński, Ewa Ziembla (reżyser radiowy – Radio Kraków) i Justyna Nowicka (Kierowniczka Redakcji Kultury Radia Kraków).
Justyna Nowicka: Sama idea konkursu może wydawać się trochę ekscentryczna. Przygotowując się do programu, przejrzałam radiowe archiwum i okazało się, że jest tam co najmniej kilka spektakli będących takimi radiowymi dokumentacjami, może słuchowiskami, popularnych przedstawień teatralnych. Są tam takie perełki jak „Z biegiem lat, z biegiem dni” czy „Noc Listopadowa” Andrzeja Wajdy. To właśnie przedstawienia przeniesione z Narodowego Starego Teatru. Jak się okazuje, idea naszego konkursu nie jest tak zupełnie oderwana od europejskiej rzeczywistości.
Anna Róża Burzyńska: Tak, przenoszenie najwybitniejszych spektakli sezonu z teatru do radia jest bardzo długą i szanowaną tradycją we Francji. Tam radio jest narzędziem uwieczniania ulotnej sztuki teatru, ale też formą udostępnienia spektakli osobom, które nie mogły zobaczyć w miejscu wystawienia. Ta tradycja do dzisiaj się zachowała. Przeniesienie na antenę radiową jest uważane za rodzaj wyróżnienia i zaszczytu. Najwybitniejsi reżyserzy pracują na to, żeby spektakle mogły zostać przetransponowane na język radiowy.
Justyna Nowicka: Nie dziwi nas to, że to się dzieje we Francji, gdzie tradycje mówienia na scenie są bardzo silne. Tradycje ekspresji, która nie jest bardzo oczywista w polskim teatrze.
Anna Róża Burzyńska: Tak, przekłada się na to inne myślenie o języku, dźwięku, tekście, które funkcjonują we francuskim teatrze. Także wielka tradycja dramatopisarzy jako autorów słuchowisk. Nie jest przypadkiem to, że Beckett tak świetnie zainstalował się we francuskim teatrze. To jest myślenie bardzo radiowe.
Justyna Nowicka: Gdyby Corneille miał szansę to zrobić, wszystkie swoje spektakle zrobiłby w radiu. A o co my dzisiaj walczymy? Co jest ważne?
Prof. Małgorzata Sugier: Walczymy o to, by zastanowić się nad tym, co jest ważne. Teatry, zgłaszając swoje spektakle, nie do końca zdawały sobie sprawę z tego, że teatr jako medium ma trochę inne wymagania. W Niemczech, podobnie jak we Francji, ta tradycja słuchowisk radiowych była silna. Wszyscy znaczący dramatopisarze, poczynając od Petera Handkego, przez Jelinek, debiutowali w radiu i pisali sztuki radiowe. I nadal ten teatr radiowy jest bardzo silny, ale jednocześnie jest zdecydowanie wizualny, gdzie nie ma tego typu retoryki. Myślę, że polskiemu teatrowi bliżej do niemieckiego. Nasza decyzja nie będzie łatwa, bo te spektakle spełniają zadania, które im się stawia. Takie, żeby zestawić ze sobą i wykorzystać możliwość ekspresji oraz to, co widzimy i słyszymy. A nas przede wszystkim interesuje to, co słychać: co zostanie ze spektaklu w momencie, kiedy zamkniemy oczy i czego nam będzie brakować.
Justyna Nowicka: Kryterium zamkniętych oczu.
Ewa Ziembla: To kryterium Romany Bobrowskiej - świetnego fachowca i wielkiej radiowej reżyserki. Ale ona mówiła to w odniesieniu do aktorów, tzn. żeby nie dać się nabrać na ich gesty. Przy nagraniu każdy gestykuluje, robi miny, nawet w teatrze. Gdy Romana chciała znaleźć jakiś nowy głos, zamykała oczy, żeby nic ją nie rozpraszało i słuchała punktowo. Myślę, że w ogóle teatr radiowy się zmienił. Te słuchowiska nie są klasycznie realizowane. Nie są dosłowne. Te scenariusze odbiegają od czegoś, co ja pamiętam z mojej szkoły i z moich studiów. Też pisali uznani autorzy polscy.
Prof. Małgorzata Sugiera: Pokolenie 56’ – prawie całe – pisało dla radia.
Ewa Ziembla: Dziś nie ma spektakli 1:1. Nie ma takiej dosłowności, bo słuchacz przyzwyczaił się do innych bodźców. Poznał pewną konwencję i można sobie pozwolić na coś takiego. Można uruchomić wyobraźnię słuchacza, a on nie wyłączy radia, bo uzna to za jakiś bełkot.
Justyna Nowicka: Czy gestykulację można przepisać na radio?
Ewa Ziembla: Tego chyba nie. W tych spektaklach, które wybraliśmy, będą duże problemy.
Prof. Małgorzata Sugiera: Myślę, że nie chodzi tu tylko o gesty. Tu chodzi o coś bardziej podstawowego: na ile, to co się dzieje w polskich spektaklach, jest kontrapunktem dla słowa. To słowo inaczej umieszcza, reinterpretuje. W momencie, gdy pozbawimy słowo tej warstwy widocznej, może ono okazać się mniej znaczące, czegoś pozbawione. Nie wiem, na ile te dwa media są w stanie wojny.
Ewa Ziembla: Oczywiście, to jest jakiś problem. Przykładowo, gdy mamy sytuację kilku planów. Gdy na pierwszym planie mamy dialog, na drugim coś w rodzaju monologu, a na trzecim jakieś działania ruchowo-plastyczne. Radio ma różne instrumenty. Mamy efekty dźwiękowe, mamy muzykę. Jesteśmy w stanie te plany realizować. Wymaga to adaptacji. Ale da się rzeczy pewne wytłumaczyć. Pamiętam takie zadanie ze szkoły. Należało zrealizować odbicie w lustrze bohatera – i to mi się udało. Aktor wygłaszał pewną kwestię, do której dodano lekko opóźniony pogłos. Gdyby miało to być zniekształcone odbicie, można by i ten dźwięk zniekształcić.
Justyna Nowicka: A czy na naszej liście są jakieś „niebezpieczne” sztuki?
Maciej Stroiński: Każdy z tych spektakli jest bardzo ładny, większość widziałem na żywo. Zdecydowałem, że muszę przede wszystkim pomyśleć o tekście sztuki, a potem ewentualnie kto tam mówi. Zacząłem się zastanawiać, który zespół aktorski mnie interesuje. Większość tych spektakli jest duża zespołowo. Zastanawiałam się, który jest najbardziej retoryczny, ale też którzy aktorzy działają na widza głosem. Jest z czego wybierać. Są teksty współczesne - wolę takie – premierowe, świeże i oryginalne. Ale są też teksty klasyczne, które są większym zadaniem dla radia. Tak, żeby było to słuchowisko zrobione w 2015 roku i żebyśmy nie mieli wrażenia, że dokonaliśmy rekonstrukcji historycznej.
Justyna Nowicka: Będę przypominać o tej „Nocy Listopadowej” Andrzeja Wajdy: świetny przykład radiowej interpretacji klasycznego tekstu z komponowaną muzyką, ciekawymi rolami aktorskimi. To jest dla nas jakiś kierunek. Strona wizualna może być dla nas przeszkodą.
Anna Róża Burzyńska: Myślę, że będę bardzo mocno szukać pewnej możliwości zaskoczenia słuchacza. Chciałabym, żeby słuchacz nie do końca wiedział, czego się spodziewać. Żeby te przedstawienia zaatakowały go walorami teatralnymi, ale w wersji radiowej. Żeby możliwe było uruchomienie pewnych charakterystycznych dla radia środków, które pozwolą przenieść taką czy inną historię na antenę. Wydaje mi się, że te spektakle, w których perspektywy przełożenia pewnych zabiegów na inny teatralny język były szersze, są też najciekawsze. Gdzie będzie można to zrobić, ale nie będzie to proste – to wersja najbardziej kusząca.
Justyna Nowicka: Adaptacja jest koniecznością.
Ewa Ziembla: Musimy sztukę teatralną przełożyć na język radia. Nie wiem, czy w przypadku długich spektakli, można się uciec do skrótów.
Prof. Małgorzata Sugiera: Tu pojawia się kwestia, gdy mówimy o zapisywaniu przedstawień teatralnych: na ile należy adaptować spektakl, w momencie, w którym się go rejestruje. Na ile trzeba to robić sztywno ustawioną w miejscu kamerą, czy też właśnie mieszać ze sobą plany i jednocześnie próbować utrwalić perspektywę widza. Czy też zrobić to, co Krystian Lupa robi ze swoimi spektaklami dla Teatru Telewizji. Czy to jest jeszcze tamten spektakl teatralny czy też zupełnie nowy utwór z nowymi jakościami. Pojawia się ta kwestia, czy to jeszcze jest rejestracja.
Ewa Ziembla: To jest transfer, tak jak mamy w tytule naszego konkursu. To musi się zmienić. Można ustawić kilkanaście mikrofonów na scenie i realizować spektakl. Ale to nie o to chodzi.
Justyna Nowicka: Na pierwszej pozycji naszej listy jeden z faworytów: "Maciej Korbowa i Bellatrix" w reżyserii Krystiana Lupy. Jak to przedstawienie mogłoby brzmieć w radiu?
Maciej Stroiński: Jest to o tyle ciekawe przedstawienie, bo dwuczęściowe: reżyserowane przez Lupę (pierwsza część) i przez Tomasza Węgorzewskiego. Mamy dwa spektakle. Jedna część to remake spektaklu sprzed parunastu lat, a druga to spektakl o robieniu tego remake’u. To mógłby być pakiet. Problem wystąpiłby w przypadku drugiej części: raczej improwizowanej. Jak to u Lupy - jest trochę prozy. To nie jest bardzo prosta część. Witkacy jest lepszy, bo to klasyczny tekst, który można radiowo udramatyzować.
Justyna Nowicka: Czy ten trudno definiowalny klimat Lupy da się „przetransferować” do radia?
Ewa Ziembla: Będzie trudno. Pewna sytuacja, ruch sceniczny, kod postaci mają znaczenie. Małgorzata Maślanka, wypowiadając jedną z kwestii, wisi głową w dół. Nie wyobrażam sobie, jak można to zrobić w wersji radiowej. Są też sceny bez słów i tego się obawiam. Moglibyśmy to zrobić, ale pozbawiliśmy spektakl może części tego nastroju. To jest w pauzie, milczeniu.
Justyna Nowicka: To jest w spotkaniu, które bardzo często tworzy się na spektaklach Lupy. Nie tylko obcujemy z tekstem, ale jest intensywna obecność aktorów i reżysera – trudna do przeniesienia do radia.
Anna Róża Burzyńska: Cudownie byłoby, gdyby Krystian Lupa wrócił przy tej okazji do snucia narracji. Zostałoby stworzone nagranie z Krystianem Lupą jako narratorem, który swym charakterystycznym głosem, w specyficzny dla siebie sposób opowiadałby, co się dzieje, jak ci aktorzy grają. Byłoby to fantastyczne.
Ewa Ziembla: Podobno na premierze tak komentował: „Ona zaraz się przewróci”.
Anna Róża Burzyńska: Problem, jaki przy tym spektaklu dostrzegłam, jest związany jednak z zespołem aktorskim. Krystian Lupa, włożył duży wysiłek w to, by ci aktorzy, których drogi różnie się potoczyły, mieli równe szanse. Mieli świetnie wymyślone sceny, po to, żeby zaistnieć na różnych poziomach. Natomiast nie da się ukryć, że nie są to aktorzy o porównywalnej charyzmie. Nie są też mocno skontrastowani głosowo. W niektórych spektaklach będzie to wyraźne. Paweł Deląg czy Radek Krzyżowski strasznie przytłumiliby resztę. W wersji teatralnej to tak nie razi, ale już pozbawione wizualności… Mniej charyzmatyczni aktorzy zniknęliby ukryci w tle tych bardziej wyrazistych postaci.
Justyna Nowicka: Są na naszej liście przedstawienia dla dzieci. "Pinokio" i "Głupia mąka wariatów”.
Ewa Ziembla: „Pinokio” jest wśród moich faworytów. Bardzo podobałby mi się ten spektakl i piosenki. Nie ma tak dużo przedstawień dla dzieci w radiu.
Justyna Nowicka: Niektóre elementy scenograficzne mogłyby być kłopotliwe, np. ogromna ryba połykająca Pinokia.
Ewa Ziembla: Jeszcze nie wiem, ale można to zrobić. Wydłużenie nosa Pinokia to przecież łatwizna.
Maciej Stroiński: Podobał mi się ten spektakl, ale nie lubię tej bajki. To jest bajka o starości. Tekst jest gorszy niż spektakl.
Justyna Nowicka: Zdecydowanie bardzo dydaktyczna opowieść.
Prof. Małgorzata Sugiera: A ja myślałam o „Sprawie Gorgonowej”, sztuce, która wydaje się stworzoną dla radia. Z jednej strony mamy dramat sądowy, z drugiej strony sceny, które rozgrywają się w przyszłości, są rodzajem flashbacku. Głosy są nieco przerysowane, podane groteskowo. Nawet nie gest, a głos jest tam eksponowany. To mogłoby bardzo dobrze w radiu funkcjonować.
Justyna Nowicka: Na przykład scena z wąchaniem majtek.
Prof. Małgorzata Sugiera: Coś innego sprawiłoby trudność – to pewien sposób interpretacji. Moment, w którym dużo dzieje się na scenie, czego w radiu nie byłoby widać, a co ma zdecydowany wpływ na interpretację. To, że Gorgonowa pojawia się z młotem. Uderzenia kilofem w kamień. Potem jest to wszystko rozsypane na scenie.
Ewa Ziembla: A to jest akurat bardzo radiowe. Na ul. Szlak (w dawnej siedzibie Radia Kraków – przyp. red.) była specjalna dróżka wysypana żwirkiem, na której nagrywało się kroki.
Prof. Małgorzata Sugiera: Wydawało mi się to utrudnieniem. Pokazanie tego, o co nam współcześnie chodzi, gdy przypominamy sprawę Gorgonowej.
Maciej Stroiński: Według mnie tekst Jolanty Janiczak jest zbiorem aforyzmów.
Prof. Małgorzata Sugiera: A czy to źle? Ostatecznie ma charakter scenariuszowy i domaga się dopełnienia na scenie. Natomiast to jednocześnie jest coś, co otwiera, co daje się w rozmaity sposób dopracować.
Ewa Ziembla: To też jeden z moich kandydatów i nie tylko dlatego że radio jest jednym z bohaterów. Akcja dzieje się w latach 30. Reżyser to radio podaje nam w takim lukrowanym, komercyjnym tonie – to mi się nie podobało. Głos spikerki, relacja z rozprawy sądowej, serwisy informacyjne w rodzaju „ktoś się urodził i umrze za 90 lat”.
Justyna Nowicka: Przyjemny autotematyczny wątek.
Ewa Ziembla: W tekście mamy amerykańskiego producenta, który w teatrze jest amatorem, domorosłym filmowcem podającym kwestie z offu. To mnie też rozczarowało. W radiu nakładające się plany zawsze świetnie wychodzą. To nie jest wszystko proste jak stół. Nie będę pouczać reżysera. Bardzo podobała mi się sztuka, choć mam lekki niedosyt.
Justyna Nowicka: Radio często pojawia się w rozmaitych przedstawieniach teatralnych. Jest to medium, które nabiera ważności. Nie mamy na liście „Braci Dalcz”, bardzo przyjemnego i rozrywkowego przedstawienia z Teatru im. Słowackiego, którego kontekstem były właśnie radiowe serwisy informacyjne. A Maciej Stroiński upominał się o klasyczne teksty.
Maciej Stroiński: Nie lubię ich, ale upominam się o nie dla sprawiedliwości. „Wychowanka”, „Skąpiec” i „Grażyna”. Ta ostatnia sztuka w reżyserii Radosława Rychcika to ciekawy przypadek z teatru tarnowskiego. Tekst nie jest przepisany. Jest podany.
Justyna Nowicka: Rychcik lubi takie zabiegi.
Maciej Stroiński: Nowość w „Grażynie” polega na tym, że dzieje się ona w Ameryce w przestrzeni boiska koszykarskiego. Poprzednie sztuki tego reżysera również osadzone były w Stanach Zjednoczonych – „Dziady” i „Balladyna”. Nie wiem, czy dałoby się tę sztukę pokazać w radiu.
Ewa Ziembla: Może się nie udać. Koszykarza czy czirliderkę można by przedstawić. Ale w sztuce to jest bardziej złożone. Grażyna ma zakrwawiony kostium czirliderki. Z jej ust nie pada żadne słowo.
Prof. Małgorzata Sugiera: Jest tam jedna scena, w której tekst Mickiewicza podawany jest niemal na biało: mówiący, kim była Grażyna, jak się zachowywała. Że często była bardziej księżną i pełniła ważniejszą polityczną rolę niż jej mąż. A jednocześnie rozgrywa się scena jak z „Szewców” Witkacego. Księżna Irina, całowana po butach i stopach, zachowuje się bardzo współcześnie i wręcz histerycznie w relacjach męsko-damskich. Jest wyraźnie na tej tradycji budowana. Z tego zostanie taki szkolny, klasyczny Mickiewicz.
Anna Róża Burzyńska: Mnie też ten spektakl wydał się bardzo ciekawy, ale mam wrażenie że jedna z najważniejszych w nim rzeczy, dyskwalifikuje go. To, że jednym z tematów jest to, że pewna nieprzystawalność języka pisanego i języka obrazkowego - czyli to co Rychcika interesuje i na czym jego spektakle się zasadzają. To byłoby tak trudne do przeniesienia jak „Ifigenia” Zadary, w której nad sceną mieliśmy tekst, a aktorzy przypatrywali mu się ze zdziwieniem. Ci aktorzy podkreślali, że nie potrafią w niego wejść, nawet w parafrazie. W radiu to by zniknęło, nawet gdyby ten spektakl został dość mocno przemyślany i przepracowany. Z dużym żalem to mówię, bo pewnie nie tak dużo osób uda się do Tarnowa, by zobaczyć jedną z najbardziej znienawidzonych lektur szkolnych – przynajmniej za moich czasów.
Justyna Nowicka: Może wskażmy w takim razie przedstawienie, które chcielibyśmy pokazać za dwadzieścia lat, mówiąc „to było ważne, to nas wtedy obchodziło”.
Prof. Małgorzata Sugiera: Jak przyglądałam się tym wszystkim przedstawieniom to gdzieś w tle miałam myślenie, że jeśli przenosimy teatr do radia, to będzie to teatr wyobraźni. Właśnie taki nierealistyczny, gdzie będzie słychać uderzenie łyżeczki o szklankę, bo ktoś pije herbatę, tylko właśnie taki, który zachęci do wyobrażenia sobie pewnych rzeczy. Najbliższa temu ideałowi wydała mi się "Nie boska komedia. Wszystko powiem Bogu!". Zaważyło kilka względów, które znajdujemy jeszcze w tekście Krasińskiego, a zostały w tym przepisaniu Demirskiego zachowane. Mamy Orcia, który nie widzi. Cały świat jest dla niego dźwiękiem. Może on być dla nas przewodnikiem i profilować odbiór widza teatralnego, żeby zobaczył to, czego zobaczyć nie może. Następna postać to hrabia Henryk, który dramat układa i słyszy głosy. Jest kolejną osobą, która w radiowym spektaklu stanowi rodzaj przewodnika po świecie. Jest jeszcze jedna rzecz, czyli ta ważność. Nie sposób zapomnieć, że to przedstawienie jest efektem pewnych wydarzeń w Starym Teatrze, czyli że ktoś inny miał robić tę sztukę i miała ona być aktualna przede wszystkim przez swoje tematy dotyczące antysemityzmu - a propos Krasińskiego i tego co jest gdzieś współcześnie związane z ekonomią i pewnym obrazem światopoglądu, polityki. Natomiast miałam wrażenie, że bardzo wyraźnie są one obecne na scenie, ale są też trochę jak u Mrożka: dotyczą mojego sąsiada, ale mnie nie. Radio, które poprzez Orcia czy hrabiego Henryka weszłoby do głowy wniesie tę aktualność, której nie zobaczymy podczas przedstawienia.
Ewa Ziembla: Najlepsze przedstawienie to oczywiście „Nie boska”. Za nią „Sprawa Gorgonowej” i… „Pinokio”, który spodobał mi się, choć jest spektaklem dla dzieci i nie ma szans przy tych innych sztukach. „Nie boska” jest świetnie zagrana, nieoczywista, zaskakująca.
Justyna Nowicka: To też historia polskiego teatru. O tym z pewnością będzie się rozmawiać za dwadzieścia lat.
Ewa Ziembla: Tam nie ma postaci, która, by rzec kolokwialnie, „puszcza rolę”. Została zresztą nagrodzona za zespołową grę.
Justyna Nowicka: Niejednokrotnie nagrodzona.
Maciej Stroiński: Ja też zdecydowanie wysoko oceniam „Nie boską”. Ale też bym bardzo chciał usłyszeć ten spektakl w radiu dla Moniki Strzępki, która jest gwiazdą radia, ale nie jako aktorka tylko autorka wypowiedzi. Miałaby może szansę zaistnieć inaczej. Poza tym ładnie śpiewają w tym spektaklu, co też chciałbym usłyszeć.
Anna Róża Burzyńska: Dla mnie ten spektakl, poza rozmaitymi wymienianymi tu zaletami, ma jedną ważną zaletę: zespół, który jest bardzo zindywidualizowany i świetny głosowo. Jak cudownie byłoby usłyszeć w radiu głos Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik. Marcin Czarnik. Dorota Pomykała, Dorota Segda. Jeśli ktoś z Marsa znalazłby się w Krakowie i posłuchał tego słuchowiska, to z pewnością od razu rozróżniłby te głosy w sztuce.
(Justyna Nowicka/ew)
Komentarze (0)
Najnowsze
-
21:04
Ludowcy poprą w wyborach prezydenckich Szymona Hołownię?
-
17:00
Notowanie nr 1545 z 24.11.2024 r.
-
16:12
Karol Nawrocki kandydatem na prezydenta Polski. PiS udzieliło mu poparcia
-
15:24
Dachowanie auta na drodze krajowej w Gródku. Są ranni
-
15:04
Zakupy w stylu slow na tarnowskim targu. Kolejna okazja – przed świętami
-
14:45
Święta i Sylwester w górach? W niektórych hotelach pełne obłożenie
-
14:19
Komu soli, komu? W Tarnowie powstała grota solna
-
13:47
Pasażerze, robiłeś zdjęcia autobusom, pętlom, przystankom? To świetnie!
-
13:15
Rozpoczyna się remont drogi nr 94 w Bolesławiu. Ruch tylko jednym pasem
-
12:15
Człowieku, kup nam karmę, a dostaniesz choinkę
-
10:10
Pikający telefon, czyli jak przetrwać na grupie rodzicielskiej?