Zapis rozmowy Jacka Bańki z Bartłomiejem Bigą z Uniwersytetu Ekonomicznego oraz Karolem Wałachowskim z Klubu Jagiellońskiego.
Jacek Bańka: 60 miliardów – to rozmiar zakładanego deficytu. Co nam ta suma mówi.
Bartłomiej Biga: Mówi, że budżet się nie domyka. Rządzący przeliczyli się, jak chodzi o prognozy dochodów budżetowych. Będą znacznie niższe niż zakładano. Przeliczono się też z efektem programu 500+. Dane, które GUS opublikował, pokazują, że gospodarka rośnie, ale wolniej. Trzeba to korygować. Rząd realizuje większość swoich obietnic wyborczych, ale pojawia się różnica. Dochody nie są tak duże, jak zakładano, ale wydatki są takie same. Stąd mamy zwiększenie deficytu.
J.B: Na ile słuszne są oskarżenia o demolowanie finansów państwa? O tym już mówi opozycja.
Karol Wałachowski: Jak chodzi o deficyt, to przy tych 60 miliardach w 2017 roku, on jest poniżej magicznej bariery 3%, która oznacza wejście procedury nadmiernego deficytu. Wtedy byśmy musieli wprowadzać zmiany. Ten deficyt zwiększa się, ale cały czas dług publiczny jest na całkiem dobrym poziomie. W 2017 roku będzie to 52,5%. Nie mamy do czynienia ze strasznym zwiększeniem zadłużenia. Patrząc na strukturę budżetu, zwiększające się wydatki i na dochody budżetowe, możemy mieć do czynienia z równią pochyłą. Najbliższe lata zdecydują, czy te zmiany grożą naszym finansom publicznym czy nie.
J.B: Jaki to może być wskaźnik dotyczący tego co nas będzie czekać w przyszłości? Mówił pan o strukturze budżetu.
B.B: Andrzej Rzońca, były członek Rady Polityki Pieniężnej zauważył, że jak utrzyma się ta tendencja, czyli nowe pomysły zwiększają wydatki budżetowe o 50 miliardów, spodziewane zwiększenie dochodów budżetowych to raptem 6, może to doprowadzić do tego, że w kolejnym roku deficyt sięgnie 100 miliardów. Zaczniemy stąpać po niebezpiecznym gruncie. Wszystkie dotychczasowe prognozy opierają się na optymistycznych scenariuszach dotyczących koniunktury na świecie. One zakładają, że w najbliższych latach na gospodarkę nie przyjdzie żaden krach. To nie jest oczywiste. Wielu ekonomistów zauważa, że rosną bańki spekulacyjne, które mogą skutkować załamaniem. Wtedy drastycznie spadną dochody budżetowe z podatków. Gospodarka zanotuje spadki. Wtedy wpływy będą niższe i będzie potrzebna bardzo aktywna polityka państwa, żeby dać impuls do wyjścia z kryzysu. To hazard. Jak gospodarka światowa będzie się rozwijała, nie jest to w tym momencie niebezpieczne. Jakiekolwiek wahania koniunktury mogą być dla nas bardzo niebezpieczne.
J.B: Kiedy słyszeliśmy o wydatkach planowanych, słyszeliśmy też o uszczelnieniu systemu podatkowego. To działa?
K.W: Według ministerstwa uszczelnienie tego systemu ma przynieść w 2017 roku kolejne 10 miliardów dochodów. Niestety nie zostały podane informacje, jak ma się to odbyć. Ministerstwo wróży z fusów. Szukamy czegoś, nie wiedząc, gdzie tego szukać. Wiemy, że zagraniczne firmy transferują zyski do swoich państw, ale nie potrafimy sobie z tym poradzić. Zakładamy, że uda się to uszczelnić, ale nie wiemy gdzie tego szukać. Tu szukałbym znaku zapytania, jak chodzi o dochody budżetu. Podobnie z podatkiem handlowym, który ma wpłynąć na dochody budżetowe. Casus węgierski pokazuje, że ten podatek może być zatrzymany przez różne agendy UE.
J.B: Ten podatek został uwzględniony?
K.W: Tak.
J.B: Jak chodzi o wydatki to jest 22,5 miliarda na 500+. Mamy podniesienie kwoty wolnej od podatku i obniżenie wieku emerytalnego, które by miało wejść w październiku. Nie jest tak, że dopiero ten kolejny budżet pokaże na czym stoimy?
B.B: Zgadzam się. Niektóre pomysły rządowe są w trakcie realizacji. Szukamy ich formy. Trudno teraz szacować rzeczywistą skalę kosztów obniżenia wieku emerytalnego. Nie wiemy jak zareagują emeryci na możliwości przechodzenia. Trzeba studzić entuzjazm, który powinien być ostudzony po porażce we wprowadzaniu podatku bankowego. Trudno jest efektywnie opodatkować takie branże. Takie sygnały docierają do rządu, ale rząd wolno obniża swoje prognozy. Ministerstwo rozwoju faktycznie obniżyło przewidywania na podstawie danych GUS, ale dalej są one zbyt optymistyczne. To może być niebezpieczne.
J.B: Jakie wnioski z tej sytuacji rząd powinien wyciągnąć?
K.W: Wrócę do struktury budżetu. Zgadzam się, że 2018 rok będzie kluczowy. Wtedy też wejdzie nowa kwota wolna od podatku. Tak samo są nowe programy jak Mieszkanie+, innowacyjna gospodarka. Skutki zobaczymy w 2018 roku. Jak struktura budżetowa się nie poprawi, politycy będą musieli szukać od strony dochodowej, prawdopodobnie zwiększając podatki. Pomysłów jest dużo: progresywne opodatkowanie, zwiększenie stóp podatkowych. Z tym możemy mieć do czynienia od 2018 roku.
J.B: Czeka nas podnoszenie podatków jak to dalej tak będzie wyglądało?
B.B: Mam nadzieję, że nie. To może być niebezpieczne dla naszych przedsiębiorców, którzy są tłamszeni szeregiem obciążeń publicznych. Oczekiwaliśmy, że będą uproszczenia, ujednolicenia. Liczyliśmy, że więcej zapłacą ci, którzy transferują zyski poza granice. Na to jest przyzwolenie. Jakby miało być generalne podniesienie podatków, które dotknie wszystkich to będzie to krok w złą stronę. To zahamuje gospodarkę i wskaźniki znów polecą w dół. W ekonomii to są naczynia połączone.
J.B: Gdzie szukać rozwiązań, skoro wygląda to na równię pochyłą?
K.W: Na pewno łatwiej jest unikać wydatków niż szukać dochodów. Jest niepewna sytuacja na świecie, nasze uzależnienie od niemieckiej gospodarki, która zwalnia przez Brexit. Od tej strony wydatkowej trzeba szukać. Szukajmy też ułatwień dla przedsiębiorców. Są metody, które dużo nie kosztują. Chodzi o upraszczanie prawa, cyfryzacja administracji.
J.B: Jaki to może być sygnał dla wyborców?
B.B: Trudno powiedzieć. Wyborcy mają dużo czasu przed podejmowaniem kolejnych decyzji. Zobaczymy, jakie efekty przyniosą działania ministerstwa rozwoju. Od tego będzie dużo zależało, jak chodzi o budżet i przedsiębiorców. Mam wrażenie, że wszystkie działania rządu opierają się na tym, że Plan Morawieckiego powiedzie się w 100%. To interesujący dokument, ale zakładanie, że wszystko się uda jest zbyt optymistyczne. Stopień realizacji tego planu przesądzi o tym jak wyborcy i rynek zweryfikują rządy.
K.W: Nastroje dzisiaj, jak patrzyłem na wyniki rynków kapitałowych, są wokół zera. Inwestorzy spodziewali się tego, że oczekiwania co do budżetu na 2017 rok zostaną obniżone. Co do wyborców to 2018 rok zdecyduje. Gospodarka i stan finansów publicznych to materia, w której ciężko coś ukryć. Będzie to ewentualnie związane z obniżeniem poparcia. Teraz wszyscy czekają czy te wszystkie plany powiodą się i czy rządzący wiedzą, w którą stronę zmierzają.
J.B: Czyli za wcześnie, żeby bić na alarm, ale ostrzeżenie jest?
B.B: Studzimy optymizm, ale nie bijemy na alarm.