Największy z placów Krakowa, a zarazem największy rynek w średniowiecznej Europie zajmujący kwadrat o powierzchni 200x200 m. O jego pierwotnych funkcjach wszystko mówią te najstarsze budowle – kościół św. Wojciecha i kościół Mariacki, ratusz miejski, a także Sukiennice, czyli kramy handlowe. Dziś w programie "Przed hejnałem" rozmawiać będziemy o przyszłości tego niezwykłego miejsca. Gośćmi programu byli: Małgorzata Iwanicka, zameldowana i mieszkająca w Rynku Głównym w Krakowie, która patrzy na to miejsce okiem kobiety wychodzącej z dzieckiem na spacer i robiącej zakupy, Michał Niezabitowski, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, który od wielu lat codziennie spędza wiele godzin w pałacu Krzysztofory w Rynku Głównym i czuje się niemal jego mieszkańcem, Filip Szatanik, dyrektor Wydziału Informacji, Turystyki i Promocji Miasta Urzędu Miasta Krakowa oraz Tomasz Popiołek, dyrektor Wydziału Spraw Administracyjnych Urzędu Miasta Krakowa, odpowiedzialny za wszystkie imprezy i wydarzenia, które odbywają się na Rynku Głównym.
Zapis rozmowy Sylwii Paszkowskiej z jej gośćmi:
Sylwia Paszkowska: Jak się mieszka w Rynku Głównym? To na pewno prestiżowy adres w dowodzie, ale czy wygodny do mieszkania?
Małgorzata Iwanicka: Mieszka się ciekawie. Jest to pewne wyzwanie. Trudno jest mieszkać normalnie w ścisłym centrum Krakowa. Jest to trudne w codziennym życiu, choć wszędzie jest blisko. Mieszkam na 4 piętrze, nie mam windy, mam za to piękny widok na ratusz. Jest trudność z miejscem spacerowym dla dzieci.
S.P.: A gdzie robi pani zakupy?
Małgorzata Iwanicka: Głównie robi to mąż, ale trzeba je nosić, nie można wjechać, jest problem z parkingiem, trzeba je przynieść i wnieść na górę.
S.P.: A gdzie chodzi pani z dziećmi?
Małgorzata Iwanicka: Z najmłodszym jeżdżę tramwajem do Parku Jordana. Marzę o tym, żeby pojawił się plac zabaw w ścisłym centrum miasta, na Plantach, jest na to miejsce.
Filip Szatanik: Być może będzie można taki projekt zrealizować. Przymierzamy się do ożywienia Plant, zastanawialiśmy się, gdzie takie miejsce przyjazne dla rodzin z dziećmi mogłoby powstać. Musimy przede wszystkim zmienić to monumentalne myślenie o Rynku Głównym, o Plantach, o centrum miasta jako przestrzeni symbolicznej, związanej z historycznym dziedzictwem. Przymierzamy się do tego, by taka przestrzeń dla rodzin powstała.
S.P.: Gdzie i kiedy?
Filip Szatanik: Będziemy o tym mówić.
S.P.: Nasze dzieci zdążą dorosnąć?
Filip Szatanik: Nie, na pewno zdążą z tych rozwiązań skorzystać. Zrealizujemy to w ciągu kilku lat.
S.P.: Ale w budżecie na 2015 rok nie zostało to uwzględnione?
Filip Szatanik: Nie, ale to naprawdę jest kwestia kilku lat. Najważniejsze jest to, że udało nam się przełamać to tabu wieloletnie, że Planty są święte, że nie wolno chodzić po trawie.
Michał Niezabitowski: Rynek ma istotny potencjał. Są nim instytucje publiczne. Ja chciałbym z przyjemnością powiedzieć, że jest szansa na plac zabaw na dziedzińcu Pałacu Krzysztofory. Pałac był częściowo zajmowany przez Crickotekę, która ma już nową siedzibę. I ta właśnie część po Crickotece została odremontowana i mamy plan, by stworzyć w tym miejscu Muzeum Przyjazne Rodzinie, czyli plac zabaw na dziedzińcu i w budynku.
S.P.: Kiedy realizacja?
Michał Niezabitowski: Skończyliśmy póki co remont skrzydła zachodniego, a żeby wyremontować drugą część potrzebujemy 2-3 lat. Na razie jest projekt i mam nadzieję, że zostanie zrealizowany szybko. Przede wszystkim potrzebne są na to środki.
S.P.: Kiedyś mówiło się, że prawdziwy krakowianin przechodzi przez Rynek przynajmniej 2 razy w ciągu dnia. A dziś? Podobno krakowianie już na Rynek nie zaglądają.
Michał Niezabitowski: Sytuacja rynku jest obciążona kilkoma elementami. Po pierwsze, kiedy w XIX wieku zburzona została zabudowa handlowa, która Rynek wypełniała, Rynek stał się największym publicznym placem Polski. Po drugie, obciążony jest mitem narodowym, związanym z funkcjonowaniem tego placu, to jest święty plac Polaków. Wreszcie, jeśli do Krakowa przyjeżdża 10 mln turystów rocznie, to trudno zabronić im wejścia na Rynek.
S.P.: W ostatnich latach centrum Krakowa wyludnia się. Coraz więcej banków, instytucji, coraz mniej mieszkańców. Krakowian mieszkającym w Rynku nie żyje się łatwo. Dotykają ich wszelkie ograniczenia. Co jest najtrudniejsze w mieszkaniu w tym miejscu?
Małgorzata Iwanicka: Hałas jest jedną z trudności.
S.P.: Ale z drugiej strony uczestniczy pani we wszystkich imprezach, które odbywają się na terenie Rynku.
Małgorzata Iwanicka: Niekoniecznie bym w nich uczestniczyła, gdybym nie musiała. Na szczęście tych imprez jest mniej niż było. Jeszcze 20 lat temu mieliśmy straszne problemy, impreza była co drugi dzień, kończyła się czasami o 23. Nie mogłam otworzyć okna, by przewietrzyć mieszkanie, by uśpić dziecko. Trudnością jest też parkowanie, podjazd ze śpiącym dzieckiem, znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem.
Tomasz Popiołek: Dostrzegamy, że zmiany są potrzebne. Być może uda się uregulować kwestię placu zabaw w uchwale o parku kulturowym.
Filip Szatanik: Uchwała wymaga liftingu. My to wiemy. Pewne zmiany trzeba podjąć. Być może wtedy uda się znaleźć przestrzeń dla dzieci o obrębie parku kulturowego Stare Miasto.
Michał Niezabitowski: Pamiętajmy, że dzięki tej uchwale o parku kulturowym miasto wypiękniało. Zniknęły kolorowe, szpecące szyldy, reklamy. Istotne znaczenie ma też fakt, że w sensie turystycznym, miasto bardzo się rozwija. Przenieśliśmy się turystycznie na Kazimierz, powstało tam mnóstwo lokali, zaczynamy też oswajać Wisłę, Podgórze, powstają muzea poza centrum miasta. Ja bardzo się z tego cieszę. To powoduje, że wartość naszego miasta rośnie.