Aktor jest absolutnym mistrzem autopromocji, a przede wszystkim mistrzem autoironii. Przez długie lata był obsadzany jako romantyczny i dobrze wychowany chłopiec. Jego zabawny wizerunek wzmacniały występy kabaretowe. I choć od dekady gra poważne role w teatrach, to przełomem w jego wizerunku była rola w „Obławie”.
W roku premiery "Obławy" wybuchła afera związana z „Pokłosiem”. Maciej Stuhr niemalże z dnia na dzień z ulubieńca publiczności przeistoczył się we wroga polskiego narodu. Dziś aktor nie chce do tego wracać. Być może rozliczeniem tego trudnego okresu i nowym początkiem jego życia jest wywiad-rzeka, który przeprowadziła z nim Beata Nowicka, a który ukazał się niedawno pod tytułem „Stuhrmówka czyli gen wewnętrznej wolności”.
O wszystkich twarzach Maćka Stuhra z nim samym rozmawiała Sylwia Paszkowska w programie "Przed hejnałem".
Sylwia Paszkowska: Radio Kraków to pana dom. Tu pan zaczynał.
Maciej Stuhr: To prapoczątki, ale ja biegałem na Szlak, a ten budynek był, co najwyżej, w planach, a może jeszcze nie. To były rzeczywiście jakieś pierwsze momenty, w których wydobywałem z siebie słowa w języku polskim do jakiejkolwiek widowni. Czasami zdanie zaczynałem w języku polskim, nie daj Boże wielokrotnie złożone, a potem pamiętam ten paniczny lęk, by jakoś to zdanie skończyć z sensem.
Sylwia Paszkowska: To była młodzieżowa audycja "Czacha Kraka".
Maciej Stuhr: Tak, 2 lata to trwało. Ja byłem licealistą i prowadziłem tę audycję z moim przyjacielem Tomkiem Biernackim. Każda audycja miała jakiś temat, chodziliśmy z Tomkiem po mieście i nagrywaliśmy sondy, mieliśmy wtedy ogromny sprzęt, magnetofon szpulowy. Audycja trwała ok. pół godziny, początkowo je nagrywaliśmy, potem prowadziliśmy je "na żywo". Pod swoje skrzydła wzięła nas ś.p. Romana Bobrowska, uczyła nas wszystkiego. To była świetna zabawa i wielka odpowiedzialność.
Sylwia Paszkowska: Dziś też jesteśmy "na żywo", a dziś wieczorem spotkanie z panem w Centrum Kultury Rotunda. To drugie, magiczne, dla pana miejsce.
Maciej Stuhr: Niedaleko miałem szkołę podstawową, szkołę muzyczną, w Rotundzie graliśmy na fliperze, a potem okazało się, że Jerzy Stuhr, pan, który czasem gościł w naszym domu, był jurorem w przeglądzie kabaretów PAKA odbywającym się w Rotundzie. On mnie tam zabierał, a ja chłonąłem ten kabaret i wymyśliłem sobie, że kiedyś się tym zajmę.
Sylwia Paszkowska: W Krakowie trwa Festiwal Boska Komedia. Wczoraj oglądaliśmy pana we "Francuzach" Krzysztofa Warlikowskiego. Bilety sprzedały się w momencie.
Maciej Stuhr: Tak, serce rośnie. To takie miejsce i czas, którego może pozazdrościć każde miasto w Polsce. Trzeba tego pomysłu bronić, chuchać i dmuchać, bo to świetny festiwal. Podczas tych dni można zobaczyć to, co w polskim teatrze było najciekawsze w ciągu roku.
Sylwia Paszkowska: "Francuzi" to spektakl Nowego Teatru, teatru bez własnej sceny.
Maciej Stuhr: Remont trwa, nie możemy się doczekać jego końca.
Sylwia Paszkowska: W książce "Stuhrmówka. Gen wewnętrznej wolności" wypowiadają się o panu pana koledzy, wypowiada się też Jacek Poniedziałek, który tak naprawdę był pośrednikiem między panem a Krzysztofem Warlikowskim, to on ściągnął pana do niego, Warlikowski wysłał go na przeszpiegi.
Maciej Stuhr: Krzysztof jest osobą nieśmiałą i rzeczywiście czasem potrzebuje pomocy osób zaufanych. Posłużył się wtedy Jackiem i jego smsem, no i tak po kilku smsach spotkaliśmy się na pierwszej próbie. Nie ukrywam, że ja już znałem Warlikowskiego, jego spektakle, marzeniem każdego aktora, była współpraca z nim. Warlikowski i Jarzyna i kilku innych reżyserów świetnie sobie wtedy radzili, nawiązywali kontakt z nową, młodą publicznością. To był taki czas, kiedy w polskich filmach działo się źle, za to teatr radził sobie świetnie. Oni nauczyli tę nową publiczność języka służącego do przypatrywania się nowej rzeczywistości.
Sylwia Paszkowska: Książka "Stuhrmówka. Gen wewnętrznej wolności" to wywiad - rzeka z panem, ale znalazły się w niej też opinie o panu. Jacek Poniedziałek mówi o panu i daje bardzo osobisty obraz, przypomina momenty, kiedy z osoby skrytej, małomównej stał się pan człowiekiem otwartym. Warlikowski otworzył w panu te zamknięte rejony.
Maciej Stuhr: Nie mam pojęcia jak to się stało. Ja rzeczywiście byłem człowiekiem, który nie okazuje emocji, to wyniosłem z domu, ale te spektakle Krzyśka chyba nauczyły mnie, by czasami, dla potrzeb teatru, te emocje pokazywać. Przyznaję, że zdarzyło mi się nawet po spektaklu nieraz uronić kilku łez, popłakać nad własnym losem, choć w żadnej innej sytuacji mi się to nie zdarza.
Sylwia Paszkowska: Jest pan człowiekiem, który rzadko udziela wywiadu, a jeśli się to zdarza, to nie pozwala pan dziennikarzom na zadawanie zbyt wielu pytań. Zgodził się pan na wywiad-rzekę z Beatą Nowicką.
Maciej Stuhr: Stałem się nagi.
Sylwia Paszkowska: Nie pierwszy raz. U Warlikowskiego też się pan czasem rozbiera.
Maciej Stuhr: O naszym teatrze zwykło się mówić, że wszyscy biegają po scenie na golasa. Rozczaruję państwa. Od dobrych trzech przedstawień nie było tam golizny, no może kawałek torsu i tyle.
Sylwia Paszkowska: W książce mówi o panu także Janusz Rudnicki. Przytacza teorią pana i pana córki, teorię fal.
Maciej Stuhr: Jesteśmy z moją córką fanami procederu rzucania się na fale i każda fala w zależności od wysokości ma swoją nazwę.
Sylwia Paszkowska: Janusz Rudnicki opowiadał o tej największej fali.
Maciej Stuhr: Tak, to Bysior. Żeby przeżyć spotkanie z Bysiorem, trzeba się na niego rzucić, z wielką odwagą. Nie można uciekać, bo wtedy tego spotkania się nie przeżyje.
Sylwia Paszkowska: Taka fala w pana życiu się przydarzyła. Dzięki prasie brukowej byliśmy na bieżąco.
Maciej Stuhr: Nie mogę się nadziwić, że aktorzy tak dużo i chętnie opowiadają o sobie i zarzucają widownię nie tylko swoimi rolami, ale i opiniami na różne tematy, często intymne. Ja chciałbym te informacje dozować i te najintymniejsze tematy zostawię dla siebie.
Sylwia Paszkowska: Gra pan w teatrze, ale i na planie filmowym. Pożegnał pan wizerunek blond chłopca, "Obława", "Pokłosie" już za panem. Teraz ma pan ochotę grać takie role, po których nastąpi ogólnonarodowa debata?
Maciej Stuhr: Te debaty coraz gorzej nam wychodzą. Coraz więcej zwykłych rozmów kończy się awanturami. Nastał trudny dla nas czas. Artysta powinien mówić o tym, co go boli i szukać recepty na lepsze jutro. Mówienie o sprawach ważnych to element tego zawodu, ale ludziom trzeba też dać trochę wytchnienia. Filmy, nad którymi teraz pracowałem to lżejszy repertuar. 15 stycznia zapraszam na film Janusza Majewskiego "Excentrycy". To film o początkach swingu. Miesiąc później w kinach "Planeta singli". Fajnie jest robić rzeczy twarde, mocne, ale nie zamierzam w swoim życiu tylko na takich poprzestać, chcę pamiętać o wszystkich widzach.
Sylwia Paszkowska: Ale czasem na Facebooku wkłada pan kij w mrowisko swoimi wpisami na temat polityki.
Maciej Stuhr: To nie ja wkładam ten kij. Każdy obywatel ma prawo do niezadowolenia, a uważam, że wiele rzeczy dzieje się ostatnio poza moim poczuciem przyzwoitości. Czasem daje upust emocjom po prostu. To tyle.