Zapis rozmowy Anny Piekarczyk z Błażejem Strzelczykiem z "Tygodnika Powszechnego" i Karolem Kleczką z Klubu Jagiellońskiego. 

 

W ubiegłym tygodniu w Radiu Kraków  rozmawialiśmy o tekście w "Tygodniku Powszechnym" dotyczącego teologii przemocy. Jego autorem jest ks. Krzysztof Charamsa - do niedawna prominentny członek kurii rzymskiej - który kilka dni temu ogłosił, że jest gejem. Po czym przedstawił swojego partnera, z którym też chce żyć. Watykan pozbawił ks. Charamsę wpływowych funkcji. Reakcja "Tygodnika Powszechnego" też jest. Czy cała ta sprawa nie zmienia teraz wymowy tekstu ks. Charamsy?

 

Błażej Strzelczyk: Praktyka redakcji jest taka - nie tylko naszej - że gdy dostaje się tekst do bólu precyzyjny, który może wywołać burzę w mediach, najpierw weryfikuje się autora. Tak też było. Pojechałem do Gdańska, gdzie spotkałem się z ks. Charamsą i ks. Adamem Bonieckim. Staraliśmy się sprawdzić, jakie powody ma ks. Charamsa, by tego typu tekst publikować po tak długiej pracy w Kongregacji Nauki Wiary. Nie pojechaliśmy do Gdańska, by sprawdzić, czy ks. Charamsa jest gejem. Dla nas to nie ma znaczenia. Chyba nikt nie mógł przewidzieć, że tydzień później wydarzą się takie rzeczy.

 

Jest to jego nielojalność?

 

Jestem rozgoryczony. Ks. Charamsa oszukał nie tylko innych dziennikarzy, którym obiecywał ekskluzywne wywiady, oszukał Kościół, który powierzył mu bardzo ważną funkcję. Ale Kościoł też sobie poradzi, dlatego że żyje dwa tysiące lat, a klimat jaki tworzy papież Franciszek temu sprzyja. Ks. Charamsa, poprzez to, że w sobotę skierował uwagę opinii publicznej na samego siebie, oderwał ją od bardzo ważnego tematu, jakim jest polska publicystyka teologiczna i jej język nienawiści. Wyrządził jej tym samym krzywdę. Dołożył ks. Oko trochę skrzydeł. Ks. Oko może być dumny, że atakuje go ksiądz homoseksualista, który żyje w związku ze swoim partnerem. Ks. Charamsa oszukał środowiska LBGTQ. Te środowiska, które po tym coming oucie, mogły spodziewać się jakiejś wrażliwości, zabrania przez Kościół głosu. Nie chodzi o to, że ks. Charamsa jest gejem. Chodzi o to, że ma partnera i że ze swojej orientacji seksualnej zrobił manifestację, która nikomu nie pomoże.

 

Ten artykuł nadal ma moc?

 

 

Ma. Ja nie uważam, że tezy, które ks. Charamsa wygłosił, podważają moc tamtego artykułu. Wierzę, że będziemy racjonalizować tę sytuację i skupimy się na tym ważnym temacie, jakim jest język nienawiści w polskiej publicystyce katolickiej, a nie na tym, że ks. Charamsa zrobił sobie promocję książki.

 

A czy słowa papieża nie otwierają nowej dyskusji. Mogły one dać zielone światło ks. Charamsie?

 

Nie ma miejsca na to, by kapłan Kościoła Katolickiego bez skrupułów i z satysfakcją mówił o tym, że żyje w grzechu. Nie to, że jest gejem. Problem polega na tym, że ksiądz z satysfakcją i uśmiechem na twarzy mówi, że żyje w grzechu. Coś jest nie w porządku.

 

Karol Kleczka: Trzeba pamiętać o rozróżnieniu: jedną kwestią jest orientacja seksualna ks. Charamsy, drugą pozostawanie przez niego w stałym związku. Problem z tekstem, który pojawił się w "Tygodniku Powszechnym" polega na tym, że ów tekst był bardzo dobrym artykułem dot. języka nienawiści w Kościele. Języka, który posługuje się symboliką przemocy. To ważny tekst. Coming out ks. Charamsy stał się sprawą polityczną. Dostarczył on gotowych argumentów, z których korzystają jego oponenci. Taki ks. Oko może spokojnie powiedzieć, że to kolejny atak na Watykan tajemniczego homolobby. To jest problematyczna rzecz.To jest to zwykła nieuczciwość ze strony Charamsy w stosunku do Kościoła i do osób homoseksualnych znajdujących się w Kościele Katolickim. Po raz kolejny przeciwnicy takich osób mają argument w dłoni - że ks. homoseksualista nie może zostać w Kościele. To szalenie niebezpieczne, biorąc pod uwagę księży homoseksualistów, którzy pozostają wiernymi swemu zadaniu. 

 

To dotyczy wszystkich księży.

 

Kleczka: Oczywiście, że tak.

 

Błażej Strzelczyk: Nie wiem, czy taka dyskusja by się potoczyła, gdyby ks. Charamsa ogłosił, że jest w związku heteroseksualnym. Podejrzewam, że nie. To jest problem polskiej publicystyki. Tego, że homoseksualizm stanowi dla nas gigantyczny problem. Nie mam wrażenia, że tekst w "Tygodniku Powszechnym" został podważony. Tezy tego tekstu są szalenie ważne. Skupienie się na tym tekście jest ważniejsze niż to, co ks. Charamsa zrobił w sobotę.

 

Kleczka: Zgadzam się z tym, aczkolwiek czym innym jest tekst w rozdziale od autora, czym innym odbiór publiczny. Ten rządzi się emocjami, które trudno kontrolować. Te późniejsze wydarzenia mogą zaszkodzić bardzo dobremu artykułowi. Problematyczność tej sytuacji polega na tym, że w ramach jednego wydarzenia ujęto trzy problemy. Doszło do ich przemieszania. Trudno zauważyć, jak rozkładają się akcenty na: orientacji seksualnej ks. Charamsy, celibacie w Kościele, języku przemocy.

 

Doszło do pomieszania wątków. Szkoda.

 

Błażej: Szkoda, bo synod mógłby zająć się tym tematem. Gdyby ks. Charamsa ogłosił, że jest gejem i że czuje się z tym źle w Kościele - to by miało moc.

 

Co dalej z ks. Charamsą?

 

Błażej Strzelczyk: Pewnie wyda książkę, która będzie miała gigantyczny nakład. I czekamy na to, jak potoczą się sprawy dyskusji z ks. Charamsą. Pozostaje w stanie duchownym.


Karola Kleczka: Faktycznie pozostaje, choć pewnie nie na długo - ze względów oczywistych. Bardzo nie chciałbym, aby ks. Charamsa został potraktowany jako ofiara polityczna. Trudno bowiem traktować go jako osobę wiarygodną, pomimo szczerości intencji. Sytuacja, która miała miejsce, pozbawia go wiarygodności. Nie powinien być niesiony na sztandarach.