Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceminister zdrowia, Józefą Szczurek-Żelazko.
 

W związku z koronawirusem niezbędna będzie szybka zmiana ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych, żeby w wypadku koronawirusa hospitalizacja była obowiązkowa?

- Faktycznie mamy teraz sytuację kryzysową związaną z koronawirusem. Obecne procedury, które obowiązują, wystarczają, żeby zapobiegać niekontrolowanemu rozszerzaniu się wirusa. Główny Inspektor Sanitarny jest w kontakcie z Ministrem Zdrowia. Są procedury, które powinny stosować osoby, które podejrzewają, że mogą być nosicielem wirusa i służby są poinformowane, jak mają postępować. Nie widzę powodu doregulowywania tych kwestii. Obecne przepisy są wystarczajcie. Procedury działają. Mamy kilkanaście osób, które wróciły z Chin. Jest kwarantanna, zgłoszenie do powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych. Badania są wykonywane na bieżąco.

 

Ministerstwo zwykle w takich sytuacjach deklaruje gotowość szpitali zakaźnych. Co one realnie zmieniają w funkcjonowaniu szpitali i opiece nad hospitalizowanymi?

- Generalnie istotnym elementem w profilaktyce jest izolacja. Jak nie możemy potwierdzić w 100%, że nie mamy do czynienia z wirusem, ważna jest izolacja. To ma miejsce. Osoby wracające z Chin są poddawane takim procedurom. Jakby się pojawiły niepokojące objawy sygnalizujące zapalenie płuc, są standardowe metody leczenia. Ważne, żeby jak najszybciej potwierdzić to lub wykluczyć. Wysyłamy próbki do Berlina i Rotterdamu. Mam nadzieję, że w tym tygodniu uzyskamy części genetyczne tego wirusa z Chin i diagnostyka będzie się odbywała na terenie Polski.

 

Minister Szumowski mówi, że koronawirus w Polsce to tylko kwestia czasu. Gdy dotrze, kto będzie w grupie podwyższonego ryzyka?

- To osoby, które miały kontakt z nosicielami. Te osoby wracają z Azji. Wirus dotarł do innych krajów – Japonii, Francji czy Kanady. Do tego osoby, które obserwują temperaturę powyżej 38 stopni Celsjusza, duszność, kaszel. To uprawnia do zgłoszenia się do oddziału zakaźnego. Czynnikiem różnicującym z grypą jest kontakt z osobami, które były w Azji. Nie zalecamy, żeby każdy obywatel kierował się do oddziału zakaźnego. Jeśli nie było kontaktu, jest to pewnie zwykła grypa, która w Polsce występuje w znacznym nasileniu. W styczniu było 339 tysięcy przypadków grypy. Z tego powodu też są zgony. To osoby osłabione, starsze, chorujące na inne choroby. Wtedy one są bardziej narażone. Podkreślę, że jeśli chodzi o rozprzestrzenianie się wirusa, nie jest on tak groźny jak to teraz mówimy. To porównywalne do typowej grypy.

 

Minister Szumowski mówi, żeby nie szturmować szpitali. Mamy do czynienia ze szturmem?

- Nie obserwujemy większej ilości zgłoszeń do SOR, czy oddziałów zakaźnych. Kierowane są osoby z kontaktu. Działają procedury ustalone ze służbami granicznymi, MSWiA, MON, MSZ. Osoby, które wracają do kraju liniami lotniczymi, są identyfikowane i objęte opieką. Dowodem na działanie procedur jest fakt, że pani z USA, która wróciła z Chin przez Amsterdam i przebywała w Polsce, została skierowana na leczenie do szpitala zakaźnego. Procedury działają. Niebawem będziemy szybko diagnozować w kraju.

 

Ze sklepów i z portali internetowych znikają maseczki chirurgiczne. Używać, czy nie? Podobno nie chronią zdrowych, ale wstrzymują zakażanie innych przez osoby chore. Czyli jeśli już to powinny je stosować osoby chore?

- One zawsze stanowią jakąś barierę. Nie zaszkodzi, ale nie ma co ulegać panice. Ten wirus ma cechę osłonkową, jest wrażliwy na środki rozpuszczające lipidy. Ważne jest częste mycie rąk. Apeluję i proszę o higienę w tym okresie, kiedy zagrożenie infekcją jest. Przypomnę o grypie w Polsce. To też jedna z metod zapobiegania rozprzestrzeniania się wirusa grypy.

 

Przy okazji NIK ma zbadać, czy Polska jest przygotowana na wystąpienie chorób szczególnie niebezpiecznych. Jeszcze tego nie testowaliśmy w taki sposób, wirusy nas omijały. To będzie pierwszy test?

- Mamy w różnych regionach kraju problemy często endemiczne związane z chorobami zakaźnymi. Nasze służby spisują się prawidłowo, procedury działają. NIK musi weryfikować, wskazać opcje poprawy procedur. Nie podchodzimy do tego zjawiska szczególnie. Liczymy, że będzie oceniony sposób przygotowania państwa pozytywnie. Jak będą sugestie, wprowadzimy je do procedur.

 

W kwietniu rząd chce wprowadzić podatek cukrowy. Przez podniesienie podatków i przez to cen napojów słodzonych, można wymusić zmianę nawyków żywieniowych?

- Między innymi ta ustawa ma na celu zwrócenie uwagi na problem, który jest w Polsce. To nadmierne przyjmowanie cukru. To powoduje otyłość, choroby metaboliczne, nadciśnienie. Małe dzieci mają nadwagę, dzieci polskie tyją najbardziej w Europie. Dlatego ta ustawa jest elementem zwrócenia uwagi na zdrowe żywienie. Pokazujemy, że to co zostaje opodatkowane, nie jest zdrowe. Stąd podatek cukrowy. To opłaty w zależności od ilości cukru w 100 mililitrach płynu. Chodzi też o kofeinę, taurynę. Im więcej złych składników w napoju, podatek będzie wyższy. Wprowadzamy opłatę za alkohol w małych porcjach do 300 mililitrów. To potężny problem uzależnienia od alkoholu. Według WHO dostępność wpływa na wzrost uzależnienia. Podejmujemy działania, żeby prowadzić skuteczną profilaktykę uzależnień. Te środki, które uzyskamy z podatku cukrowego, będą przeznaczone między innymi na ochronę zdrowia, leczenie chorób, które powstały w wyniku złego żywienia. Chcemy przeznaczyć to też na profilaktykę. Ponad 117 milionów będzie na finansowanie sportu dzieci i młodzieży.

 

Podatek ma przynieść ponad 3 miliardy złotych. Niespełna 300 milionów to będą pieniądze znaczone, które trafią na walkę z otyłością. Co z pozostałą sumą?

- Wspomniałam. Kolejne kwoty - 117 milionów będzie na promowanie sportu dzieci i młodzieży. Kolejne środki trafiają do budżetu, który finansuje działania ochrony zdrowia. Różne terapie, programy zdrowotne są finansowane w dużej mierze z budżetu. Środki będą na ochronę zdrowia. Chcemy, żeby akcje promocyjne były wyraźniejsze. Chcemy trafiać do rodziców i dzieci.

 

Sam podatek wystarczy, żeby wygrać z otyłością? Branża spożywcza twierdzi, że podatek cukrowy to tylko rozwiązanie fiskalne.

- Nie dziwię się komentarzom branży. WHO mówi jednak wprost, że zwiększenie ceny danego produktu, który zawiera niezdrowe substancje, zmniejsza dostępność ekonomiczną. Ważniejsza jest jednak dyskusja o szkodliwości cukru i alkoholu. Jak była dyskusja w Sejmie, jeden z posłów opozycji zwrócił się do Polaków, żeby nie kupować tego typu produktów, bo rząd będzie miał mniej wpływu z tego podatku. Nam o to chodzi, żeby jak najmniej spożywać takich produktów.