Zobacz: Jerzy Stuhr był gościem audycji "Przed Hejnałem".
Zapis rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Jerzym Stuhrem.
Zanim zapytam pana o film "Obywatel" – jego premiera 7 listopada, chciałam zapytać o 1 października. Zaczął się dla pana nowy rok akademicki, a pan ten rok otwierał w krakowskiej PWST.
Otwierałem ten rok jako wykładowca wiodącego wykładu inauguracyjnego, już nie jako rektor. Akurat mnie to wyrwało, bo pracuję teraz ze studentami nad dyplomem. Zwróciłem się do młodych, bo to jest święto pierwszoroczniaków. Oni są najbardziej rozemocjonowani. Oni przychodzą z nadzieją, z takim wigorem wchodzą w ten nowy etap swojego życia, więc to do nich tylko postanowiłem mówić. A o czym? Mam taki temat: Kiedy się bywa twórcą w naszym zawodzie, w teatrze, filmie? Bo zawsze myślę, że bywa się, a nie jest się cały czas. To są takie chwile, które cię pchają do stworzenia czegoś i przekazania ludziom. I kiedy to się dzieje w zawodzie aktora? Doszedłem do takich wniosków, że tam, gdzie wzruszamy ludzi, to jesteśmy maźnięci skrzydłem anioła sztuki, żeby tak górnolotnie powiedzieć. Wzruszenie jest wyznacznikiem, że jest się ponad przekaz ideologiczny.
Pan wzrusza, ale...
Wzruszenie jest pojęte szeroko - np. gromki śmiech też jest dla mnie objawem wzruszenia.
Do tego chciałam nawiązać. W "Obywatelu" pan wzrusza, ale też bawi.
I przekonałem się o tym, że bawi. W filmie to jest trudne – tam ciągle przewiduje się reakcje. W teatrze mogę swoje reakcje zweryfikować. W filmie to jest męczące. Na festiwalu w Gdyni, kiedy po raz pierwszy oglądnąłem ten film z tysiącem ludzi, bo tyle ich było na Sali Wielkiej Teatru Muzycznego, przekonałem się, że ten film również bawi.
Śmiali się w momentach, w których pan przewidywał?
Nawet w momentach, w których śmiechu się nie spodziewałem. Ale generalnie tak. Bawili się. Ten film – daje nam też parę gorzkich prawd. Ale marzyłem, żeby te prawdy gorzkie nie pozostawiły na tym widzu agresji, niechęci, skłócenia, gniewu. Żeby te gorzkie tematy nas już rozśmieszyły – o nas samych, o obywatelach.
Dostał pan nagrodę specjalną.
Zawsze człowiek marzy po cichutku o nagrodzie. Bo po co tam się jedzie, żeby nie przecisnąć się do czołówki w tym peletonie. A jestem coraz starszy. Do tego filmu wymarzyłem nagrodę specjalną. Żeby mnie dostrzegli, ale z boku. Nagrodę specjalną dają ci za to, że nie można cię z niczym porównać, np. z tzw. kinem gatunkowym. Tak się też złożyło. Nagrodzono mnie jeszcze za odwagę. Wielu ludzi gratulowało mi odwagi. Robiłem, co musiałem. Nie patrzyłem, czy będę za to krytykowany, czy też ktoś się obrazi. I to dostrzeżono. Wprawdzie w radio gdzieś słyszałem polemikę krytyków filmowych: "Co to za odwaga, te tematy były już poruszane...". Pomyślałem, że ten krytyk się myli. Bo nie dostrzega jednej rzeczy. Gdyby on przed tym mikrofonem powiedział o swoich wadach, niedociągnięciach, kompleksach – powiedziałbym, że to jest odważny człowiek. Na czym polega terapia zbiorowa? Odważyć się o swoich mankamentach powiedzieć głośno. Ja w tym filmie mówię głośno o swoich, obywatelskich mankamentach.
O swoich? Jerzego Stuhra?
Obywatela. Częściowo jestem tam ja. Częściowo jest tam, to co podpatrzyłem, widziałem u innych. Film rozgrywa się na przestrzeni 60 lat. Tych obserwacji mogło być dużo.
Czy myśli pan, że "Obywatel" może być pokazywany na lekcjach historii?
Zaskoczyło mnie, że współproducent przesłał mi do adjustacji grę komputerową "Obywatel". Sa tma kadry z filmu. Jak wejdziesz w prawą półkulę bohatera, to innymi drogami podążasz, ciągle pojawiają się pytania o najnowszą historię Polski. A jak w lewą półkulę, to rozwiązujesz inne ścieżki historii.
A to znaczy, że on idzie albo lewicową albo prawicową drogą?
Można by tak powiedzieć, że tak jak historia troszkę nami rzucała z prawa do lewa, tak tym bohaterem "Obywatela" miota wiatr historii. Skoro powstaje gra, to to spełnia moje najbardziej ukryte marzenia. Ja ciągle nie wiem, czy ten film trafi do młodych. Może trafi do mojego pokolenia, może do ludzi troszkę młodszych, ale oni ten system przeżyli. Oni będą rozszyfrowywać ten film natychmiast. Mam dwie niewiadome: bardzo młody widz i zagraniczna publiczność. Na razie mam sprzeczne doświadczenia. Na kilka festiwali zagranicznych się nie dostałem. Ale dostałem się na festiwal do Tallina, gdzie będzie przegląd polskich filmów. W Gdyni było dziwnie. Na bankiecie już po rozdaniu nagród, Ryszard Bugajski powiedział mi, że przeważyły moją nagrodę głosy zagranicznych jurorów. Forma tak im się nieprawdopodobnie podobała. Trochę mam sprzeczne informacje nt. zagraniczej publiczności. Jak również z ciekawością posłucham tego filmu ze dwa, trzy razy. Z publicznością premierową, która się różni od tej festiwalowej. A potem wybiorę się incognito na zwyczajny seans.
W Gdyni czuł pan strach.
Tremę raczej. Nawet powiedziałem to na wykładzie studentom. To, co powiedziałem do publiczności w Gdyni. "Stoję tu z uczuciem ogromnej tremy, bo za półtorej godziny okaże się, co umiem jako reżyser i okaże się, co myślę nie tylko jako reżyser". To jest uczucie dręczące. Zdradzić się publicznie ze swoimi uczuciami nt. polskości, historii, naszych wad, kompleksów.
7 listopada oglądniemy film "Obywatel", gdzie bohaterem jest Jan Bratek, którego gra pana syn – Maciej.
Tak, mój syn gra mnie w młodości.
Będziemy mieli szansę poznać pana poglądy do końca.
Do końca może nie, nie zdradzam się. Ale tak, wiele będzie z moich przemyśleń. Na początku Jana Bratka jeszcze gra chłopczyk, podobny do mojego syna w dzieciństwie. Potem gra do Maciej. I ostatnie dwadzieścia lat, dzięki wielkiej sztuce charakteryzacji, odmładzania, ja gram.
I to jest pierwszy raz, gdy Maciej podjął się naśladowania pana. Cały czas odcinał się od pana kariery filmowej, od tego, że jest synem Jerzego Stuhra.
Co go kosztowało. Wreszcie poczuł ulgę, że może upodobnić się do mnie.
Bo ma już własne dokonania.
Ale może się teraz zabawić. Widzę jak on mnie lekko karykaturuje, ale w bardzo sympatyczny sposób.
Lubi pan siebie sparodiowanego?
Tak, bo Maciej ma w sobie jakąś pogodę młodości. Może nawet ja nie byłem aż tak pogodny, bo takie były czasy, że trzeba było być czujnym. On jest bardziej otwarty. Czasem ludzie mówią – naiwny. Ale w filmie może być. Ludzie lubią naiwnych bohaterów w filmie.
Dopuszczał pan jakieś głosy doradcze ze strony syna? Czy to jest od początku do końca pana film?
On mówi o tym, że zorientował się, że ten film jest tak w mojej głowie "zapięty", że ta krzyżówka jest ułożona, że inni nie mieli do tego dostępu. Wiedział, że mam to precyzyjnie wymyślone. W filmie aktor nie musi mieć takiej wiedzy, jak w teatrze. Duża wiedza przeszkadzałaby - wiem z doświadczenia. Każdy miał swoje zadania.
Maciej mówił w wywiadach, że jemu trafiły się w tym filmie najzabawniejsze momenty. Nie zazdrościł pan?
Nie. Ja wiedziałem, że moja część jest najprzykrzejszą, najbardziej gorzką częścią tego filmu. A im dalej będziemy się cofać w historię, to wszystko będzie osłonięte mgiełką przeszłości, uśmiechu, i to była część Macieja. Najbardziej wzrusza mnie ten chłopczyk, a raczej cały anturaż lat 50. Też miałem taką tarczę szkolną, taki fartuszek. Też grałem w cymbergaja. Wszystko mi odtworzyli, całą moją młodość.
Czy jest pan przygotowany na krytykę niemerytoryczną, ideologiczną?
Tak, jestem na to przygotowany, że ten film może rozdrażnić. No i co? Przygotowuję sobie też pewne argumenty, gdyby ktoś mnie publicznie zaatakował. Wszystkie poczynania w tym filmie są do uzasadnienia. Ci co gratulowali mi odwagi, może o takich napaściach myśleli. Ale jest też inna forma obrony. Nie czytać tych gazet, nie otwierać portali.
Ten film powstawał siedem lat.
Od narodzenia się myśli o tym filmie. Bo nigdy tak dużego filmu nie robiłem. To jest film historyczny.
Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli czekać siedmiu lat na kolejny film. To prawda, że gdy twórca oddaje dzieło widzom, to od razu przechodzi do kolejnego etapu?
Nie mam takiego. Mam taki okres i chcę w nim być – w okresie pustki. Gdy coś się rodzi. Powiedziałem sobie, że jeśli za parę lat polski widz, będzie chciał oglądnąć film o starym człowieku, to może będę gotowy.