Moja frustracja z działania krakowskiej komunikacji z dnia na dzień rosła i dzisiaj chyba osiągnęła apogeum, dlatego napisałem ten tekst. Pozwolę sobie w kilku punktach opisać moje odczucia, chociaż znając brak dotychczasowej reakcji naszych krakowskich urzędników na zgłaszane problemy to jak rzucanie grochem o ścianę.

1. Rozkład jazdy

Przed 2012 rokiem, wsiadałem na Kozłówce w autobus po czym po 30 - 40 minutach wysiadałem na Rondzie Czyżyńskim niedaleko pracy. Dla mnie osobiście rozwiązanie idealne. W 2012 roku ZIKiT wprowadził remarszrutyzację. Wielki sukces. Urzędnicy mogli sobie pogratulować i pewnie wziąć jakieś tam nagrody. Problem w tym, że sukcesem nie było usprawnienie procesu komunikacji w mieście, lecz utworzenie nowego słowa. Wprowadzenia nowomowy do tego skostniałego i konserwatywnego miasta. Ani słownik języka polskiego, ani słownik wyrazów obcych nie posiadają w swoich zasobach wspomnianego już wyrażenia. No ale wróćmy do meritum. Wprowadzono zmiany. Cały system komunikacji został postawiony na głowie. Zmiany zostały tak przemyślane, żeby zmusić ludzi do przesiadek. Pousuwano linie, innym pozmieniano trasy, w taki sposób aby w głównych ciągach przemieszczania się ludności, mieszkańcy zmuszeni byli do jazdy dwoma lub nawet trzema liniami. Po co? Jak nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Obecnie cel wydaje się jasny. Czas podróży się wydłuża, w związku z czym trzeba kupić więcej biletów.

Ale może jestem paranoikiem szukającym spisku. Zostawmy więc kwestię pieniędzy. Miałem autobus, którym dostawałem się do pracy. Obecnie jeździ on inną trasą. Ok. Może i była taka potrzeba, może dzięki temu inni pasażerowie mają trochę łatwiej. Wszystko w porządku, tylko co ja dostałem w zamian? Konieczność przesiadki. No dobrze, mogę się przesiąść, ale chciałbym to zrobić w taki sposób aby dojechać do pracy na czas. Ale przecież są rozkłady jazdy i można sobie zaplanować podróż. Owszem są, ale nie, nie można. Ponieważ rozkłady jazdy są tak skonstruowane, że nie ma najmniejszej szansy na to, aby motorniczy lub kierowca autobusu trzymała się tego rozkładu. Efekt? Mój czas podróży do pracy wydłużył się z 30-40 min do prawie godziny. Co więcej próbowałem planować podróż z aplikacją jakdojadę.pl, ale jeszcze nigdy, z ręką na sercu, nie udało mi się pojechać zgodnie ze wskazanymi w tej aplikacji czasami i przesiadkami. Mam wrażenie, że rozkłady jazdy tworzyli ludzie, którzy zmierzyli odległość między przystankami, sprawdzili jaka jest prędkość bezpieczna na danym odcinku i powpisywali wyniki, kompletnie nie zwracając uwagi na tak prozaiczne rzeczy jak natężenie ruchu czy warunki atmosferyczne. Teraz kilka przykładów, żeby nie być gołosłownym.

Tramwaj linii 50 na końcowej pętli potrafi mieć 10-15 minut OPÓŹNIENIA. Zresztą co się dziwić jeśli ten sam tramwaj trzy przystanki za pętlą początkową potrafi mieć już 3-4 minuty opóźnienia. Efekt jest taki, że w godzinach porannych na przystanek Starowiślna wjeżdża 50 totalnie wypełniona ludźmi, a minutę później wjeżdża druga zupełnie pusta.

Znowu przystanek Starowiślna. Linia 50 miała przyjechać o 6.49, a następnie o 6.50 miała przyjechać linia nr 1. Efekt? przyjechały oba równie spóźnione, a na przystanek pierwsza wjechała 1. W związku z czym mój czas podróży, podróży zaplanowanej wg. oficjalnych rozkładów jazdy i to w sytuacji, gdy nie musiałem przechodzić na inny przystanek, wydłużył się o kolejne 10 minut oczekiwania na następny tramwaj.

Argument o tym, że nie da się wszystkiego przewidzieć i mogą się zdarzyć opóźnienia do mnie nie przemawia. Rozumiem sytuacje losowe, takie jak awaria lub wypadek, ale obecny rozkład jazdy jest po prostu źle napisany. Dziwnym trafem w krajach zachodnich, w miastach o niebo bardziej skomplikowanych i większych niż Kraków, nie ma problemów z tym, żeby komunikacja trzymała się zaplanowanych rozkładów jazdy.

Może najwyższy czas, aby urzędnicy wyszli zza swoich biurek, ruszyli w miasto i przeprowadzili rzetelne kontrole przestrzegania planów jazdy. I to nie w wybranych godzinach, kiedy ruch jest najmniejszy, ale o każdej porze dnia. Myślę, że sporo osób byłoby nieźle zdziwionych średnim czasem spóźnienia. W obecnych czasach, gdy wszyscy mają jakieś plany i terminy, większości ludzi nie stać na luksus wycieczki krajoznawczej po mieście z niewiadomym czasem dotarcia na miejsce.

2. Tablice świetlne

Jeżeli chodzi o ten aspekt naszego systemu komunikacji, byłem zawsze przekonany, że tablice świetlne mają pokazywać czas przyjazdu tramwaju zgodnie z rozkładem jazdy. I że to motorniczy mają się dostosowywać do wskazań tablic, a nie odwrotnie. Pomijam już fakt, że na przystanek wjeżdża tramwaj, widmo którego nie ma na tablicy, albo na odwrót, na tablicy jest tramwaj, którego nie uświadczysz na przystanku. Ale sytuacje, gdzie pokazywany czas przyjazdu wynosi 1 minutę, a następnie ta jedna minuta trwa 3-4 minuty, aby tablica mogła w triumfalny sposób odtrąbić przyjazd tramwaju strzałkami, gdy ten się na przystanku pojawi, są nader częste. Osoby odpowiadające za rozkłady jazdy oraz obsługę tablic, powinny zostać nagrodzone, być może nawet nagrodą Nobla w dziedzinie fizyki, za wprowadzenie zakrzywiania czasoprzestrzeni w komunikacji zbiorowej. Chciałbym zwrócić jedynie uwagę, znowu na miasta zachodnie, gdzie tablice świetlne są również dla autobusów, i również autobusy nie mają problemu z trzymaniem się rozkładu jazdy i przyjeżdżaniem na przystanek zgodnie ze wskazaniami tablicy

3. Przystanki

Na początek przystanki podwójne. Zgodnie z regulaminem kierujący mają obowiązek wjeżdżać na takie przystanki po dwa pojazdy. Niestety tramwaje się nie mieszczą. Wspomniana wcześniej sytuacja z przesiadką między tramwajami, spowodowana była właśnie tym, linia 50 nie wjechała na przystanek jako drugi pojazd, dzięki czemu pozostało mi jedynie pomachanie wcześniejszemu tramwajowi. Inny skrajny przypadek, kiedy na przystanek rondo Grzegórzeckie wjeżdżają dwa tramwaje? Pasażerowie drugiego tramwaju, ostatnimi drzwiami wysiadają bezpośrednio przed samochodami na jezdni. To nie są wymysły, to są autentyczne zaobserwowane przeze mnie sytuacje. Jaki jest sens, jaki jest cel tworzenia przystanków podwójnych, skoro nie spełniają one kompletnie swojej roli. Być może błędnie ale wydawało mi się, że powinny one pełnić rolę punktów przesiadkowych. Ale co z tego skoro nawet, gdy już się uda zmieścić dwa pojazdy na jednym przystanku, kierujący tymi pojazdami nie czekają, aż pasażerowie się przesiądą, tylko radośnie odjeżdżają w dal, bo przecież trzeba się trzymać utopijnego rozkładu jazdy. Rośnie jedynie frustracja pasażerów oraz zagrożenie dla tychże, związane z bieganiem i próbami przesiadania się między pojazdami.

A teraz o przystankach w ogóle. Od wielu, wielu, wielu lat, w Krakowie istnieje przepis zabraniający palenia na przystankach. I od wielu, wielu, wielu lat jest on przepisem zupełnie martwym. Wszyscy mają w głębokim poważaniu ten przepis. Z każdego przystanku unoszą się kłęby dymu, a osoby niepalące są dyskryminowane i muszą zatykać nos i usta. Nikt nic z tym nie robi. Ani urzędnicy, ani Straż Miejska. Ale o ile mógłbym jeszcze zrozumieć osoby palące. Straszny nałóg, biedni chorzy ludzie. O tyle sytuacje gdzie osoby palące rzucają pety byle gdzie, ot tak, są sytuacjami powodującymi u mnie spory wzrost agresji. Dlaczego każdy przystanek musi wyglądać jak śmietnik. Dlaczego idąc na tramwaj lub przystanek muszę powstrzymywać odruch wymiotny na widok tego wszystkiego co leży dookoła przystanków. I znowu pytam, gdzie jest Straż Miejska? Dlaczego nikt nie reaguje na takie zachowania? Może udałoby się wreszcie podratować budżet miasta wlepiając trochę mandatów na przystankach?

4. Torowiska

I tutaj już na koniec dosłownie kilka słów. Dlaczego na nowo wyremontowanym torowisku od Ronda Czyżyńskiego w stronę pl. Centralnego wysypano kamienie? Skoro inwestor, czyli ZIKiT nie chce słuchać apeli środowisk ratowniczych o tworzenie wyasfaltowanych torowisk którymi mogłyby się poruszać karetki, to niech chociaż te torowiska będą ładne i zielone jak, ten krótki odcinek na ul. Mogilskiej. Dlaczego urzędników w Krakowie tak bardzo kłuje w oczy kolor zielony w przestrzeni miejskiej?

Długi tekst, ale jak już wspomniałem wcześniej, musiałem dać upust swojej frustracji. Szczerze powiedziawszy nie wierzę w to, aby cokolwiek się zmieniło. Magistrat i ZIKiT są głuche na apele mieszkańców. Liczy się zupełnie co innego niż mała garstka 700 tys. ludzi mieszkających w tym mieście.

Pozdrawiam,

Grzegorz