- A
- A
- A
Czyń dobro
Brzmi dość staroświecko, jak przykazanie z dziewiętnastowiecznej powiastki dla dzieci. A jednak znana autorka książek dla dzieci, Joanna Olech, używa tego staromodnego sformułowania w całkiem współczesnej sztuce. Rzecz dzieje się w supermarkecie na chwilę przed pierwszą gwiazdką. Już za kilka dni w Radiu Kraków premiera słuchowiska „Anioł w supermarkecie” w doborowej obsadzie rodziny Peszków oraz Jerzego Stuhra i Mariana Dziędziela.Kiedy na portalu społecznościowym umieściłam post zapowiadający tę premierę, jeden z moich znajomych napisał: szkoda, że nie jestem już dzieckiem… Otóż każdy z nas jest trochę dzieckiem, a to dziecko w grudniowe wieczory czeka na choinkę i prezenty. I właśnie do rozmowy o prezentach chcielibyśmy was zaprosić. Ale nie o tych, które można kupić za pieniądze; tych drogich, luksusowych albo tandetnych kupowanych w ostatniej chwili. Chcemy porozmawiać o takich prezentach, które można sobie dać, jeśli tylko znajdziemy trochę czasu, empatii i troskliwości. Przez pięć kolejnych dni, poczynając od 1 grudnia chcemy rozmawiać o pomysłach na takie prezenty.
Pierwszego dnia o pomocy. Tej codziennej, rodzinnej, sąsiedzkiej, lokalnej.
Drugiego dnia o troskliwości. Czyli o tym, jak zauważyć, że ktoś naszej pomocy potrzebuje i jak tę pomoc dawać i przyjmować.
Następnego dnia będziemy rozmawiać o zgodzie. O sztuce powiedzenia przepraszam i o sztuce wybaczania
A potem o pamięci. O tym jak czasem gubimy przyjaciół, znajomych, dalekich kuzynów i jak możemy ich odnaleźć robiąc sobie i im wspaniały świąteczny prezent.
I wreszcie, w przeddzień dnia św Mikołaja, porozmawiamy o prezentach, które co prawda są materialne, ale żeby podarować nie potrzeba karty kredytowej.
O słuchowisku
W słuchowisku rozgrywającym się w supermarkecie, miejscu spotkań wielu Polaków, poruszane są ważne tematy. Ważne nie tylko dla dzieci. Spotykamy bezdomnego spędzającego czas na zapleczu sklepu, staruszkę nieradzącą sobie z zakupami w wielkim sklepie, pijanego kierowcę i bezdusznych właścicieli psa. Anioł nie każdemu nieszczęściu potrafi zaradzić, ale dzieci wierzą, że spełni ich marzenia.
Wasze dobre uczynki
Chciałem podziękować za tę akcję. To ona mnie (i myślę, że wiele innych osób) zmusiła do myślenia, do zatrzymania się na chwilę i zastanowienia się nad tym, co ja robię dla innych. Mikołaj, święta to takie momenty, kiedy warto nad tym podumać i warto zrobić coś dla innych, nie tylko dla siebie, rodziny, najbliższych, ale dla zupełnie obcego człowieka.
Co ja robię? Szczerze mówiąc niewiele. Od kilkunastu lat jestem honorowym krwiodawcą. I to chyba wszystko. Teraz, pod wpływem Państwa akcji zacząłem się zastanawiać, co jeszcze można zrobić. Odpowiedź przyszła do mnie sama. Wczoraj, w supermarkecie. Przed wejściem na sklep było stoisko DKMS zachęcające do zapisania się do rejestru dawców szpiku. Banalnie prosta sprawa. Wszystko zajmuje dosłownie chwilkę. Zrobiłem wymaz i zgłosiłem się bez wahania. Zastanawiam się, czemu tak późno na to wpadłem.
Ewa:
Namawiałam męża do opisania dobra, które dał osobie potrzebującej pomocy, ale powiedział, że to normalne zachowanie. Więc ja opiszę. Student, który wynajmuje pokój u nas w domu w nocy obudził męża mówiąc, ze bardzo źle się czuje. Ma boleści brzucha-chyba wyrostek. Mąż nie zastanawiając się wsiadł z chłopakiem do samochodu i do szpitala. Mąż wrócił do domu dopiero w południe. Cały czas był w szpitalu. Oczywiście student był operowany i w następnym dniu też mąż był odwiedzić chorego.
Mateusz Pakuła:
On się na to zgodził, stwierdził, że dobra, dobra, poczeka.
Ja lokuję syna, wracam po pana, pan się wtarabania z trudem na siedzenie pasażerskie, ja ruszam i pytam gdzie, a on na to:
"No to synku, najpierw tak, na Rogatke tam do hurtowni po fajki mię podrzucisz!
Znaczy po tytuń. Potem na Barwinek zajedziemy na chwileczkę, do kuzyna, bo on tam ma moje bibiłki dla mnie obiecane.
Poczekasz tam moement i potem muszę jeszcze taki kupić sobie taki ten. W mojej aptece. Ale to ja cię poprowadzę.
A potem to możesz mnie na Bocianek zawieść na przystanku nawet wysadzić".
Ja na to trochę zbladłem, trochę zaniemówiłem, bo trochę mnie zatkało, ale cóż, zawiozłem go gdzie chciał.
Trwało to coś koło dwie godziny. Ale warto było.
Dostałem darmową doszkolającą ekspercką lekcję jazdy. Bo pan się okazał emerytowanym kierowcą mpk.
Poza tym, okazało się, że jak to kierowca w wieku 75+, oczywiście znał mojego dziadka kierowcę-taksówkarza.
No jakże by inaczej.
Więc sobie powspominaliśmy. I było to niebywale wzruszające. I dla mnie i dla niego.
Że go wozi wnuczek dobrego kolegi.
Że mu wnuczek dobrego kolegi zrobił dobry uczynek.
Kazał mi dać numer telefonu, że jak będzie czegoś potrzebował, to będzie dzwonił.
Anka z Krakowa:
Bardzo dużo dobrego czyni mój mąż Kazimierz. Mieszkamy w bloku, gdzie większość mieszkańców to ludzie starsi 70-80 lat. A mój mąż jest tak zwaną złotą rączką. Zawsze jest gotowy nieść pomoc sąsiadom i sąsiadkom. Pod 1 trzeba wkręcić żarówki, pod 3 wymienić uszczelki lub przetkać zlew, jeszcze gdzieś odpowietrzyć co lub wymienić kran. Jak nikt do nas w danym dniu nie zadzwoni to widzę, ze mąż źle się z tym czuje. Moje uczynki to wyprowadzanie pieska sąsiadki, która porusza się o 2 kulach lub zrobienie zakupów codziennych. Ale to drobnostka ba najczęściej jest to przy okazji. Ale mój Kaziu ma pełne ręce roboty i zawsze robi to z uśmiechem i pomoc innym sprawia mu przyjemność. Niby tworzymy małą społeczność ale tak naprawdę jesteśmy duuużą rodziną.
Łukasz:
Ja z dwojgiem przyjaciół prawie już od roku postanowiliśmy przeznaczać pewną kwotę na dzieci. Padła propozycja wspierania adopcji na odległość i wspieramy klasę w Etiopi, która odesłała nam teraz podziękowania.
Bożena Sarka
Ewelina
Dzień dobry,
Chciałabym podziękować dziewczynkom z 5 klasy S.P nr 8 Krakowie za piękny uczynek. W ferworze zakupów zgubiłam portfel z dokumentami i pieniędzmi.. Wzruszyłam się ogromnie, kiedy dzieci przyniosły portfel bez żadnego oczekiwania na nagrodę. Zupełnie bezinteresownie. Podziękowałam słodyczami i niespodzianką. Dziękuję rodzicom za wychowanie takich dzieci. Ufam, że i moje dzieci w przyszłości również tak się zachowają.
Serdeczności
Maria Hornowska-Stoch
Dzięki Ci za to Mężu!
Agnieszka
Kilka lat temu zostałam nazwana aniołem przez Bezdomnego☺.
W piękny zimowy wieczór Człowiek ten przewrócił się na śliskim chodniku. Zebrał się wokół tłum ludzi, wszyscy chcieli wzywać karetkę. Ja tylko porozmawialam z tą Osobą, która nie potrzebowała lekarza, wystarczyło pomóc Mu wstać... Dwóch silnych wyznaczonych Panów po prostu Go podniosło. Tyle i aż tyle.
Pozdrawiam serdecznie,
Jadwiga Hajost
Mój mąż Krzyś zaopiekował się naszymi Dziećmi żebym ja mogła w spokoju w kuchni ( bo tam mamy radio) posłuchać słuchowiska "Anioł w supermarkecie". Bardzo mi miło :)
Marcin
ostatnio dobry uczynek uczynił nasz 3 letni synek. We czwartek było spotkanie z Mikołajem. Mały - 11 miesięczny Tomcio jest przeziębiony i nie mógł jechać do Mikołaja, Jaś pojechała ze mną - czyli tatą. Jas jest chłopcem raczej wycofanym i nieśmiałym ale podczas spotkania z Mikołajem odważnie podszedł, porozmawiał, odebrał prezent i wrócił do taty. Jednak po chwili cos sobie przypomniał, wyrwał się podbiegł do Mikołaja i mówi: Mikołaju przynieś jeszcze prezent Tomusiowi pod poduszkę, bo on jest teraz chory. Tylko go nie obudź! i tym oto sposobem prezent dotarł i do brata. Myślę, że mały Tomek jest bardzo wdzięczny bratu ;-) Pozdrawiam.
Ola Kosowicz 6 lat
ja będę karmić sikorki przez całą zimę (już karmię). Słuchałam słuchowiska z rodzicami i siostrą i bardzo mi się podobał anioł Teofil i chciała bym go spotkać.
Marta Gamrat
Mój Ukochany o godzinie 10 wyszedł do pracy i nie zdążył wysłuchać słuchowiska. W ramach dobrego uczynku bardzo chciałbym Mu podarowac tę płytę żeby mógł sobie jej spokojnie wysłuchać.
Pozdrawiam serdecznie
ps
wczoraj przywiezliśmy materac znajomym, żeby nie musieli spać na podłodze ( w ramach dobrego uczynku ocziwuście )
Tomasz Platek
Dzien dobry,
Ja zbieram zakrętki na wózki inwalidzkie. Mam już 70 kg. Zawsze, jak dobijam do 100, jadę do szkoły, która już odsyła je dalej. Zbieram juz dwa lata, bez przerwy. W szkole z nimi byliśmy razem z rodzicami 5 razy.
Kasia Burak-Pearce
wraz z grupą przyjaciół, jak co roku wspólnie robimy "szlachetną paczkę". Tym razem pomagamy 11 osobowej rodzinie. To jest bardzo fajny sposób na wejście w atmosferę Świąt, a także rozbudzenia w sobie tej dobrej cząstki, która nie skupia się tylko na sobie, ale dla odmiany na innych, szczególnie tych, którzy są potrzebujący!
Pozdrawiam serdecznie!
Sławek Owoc
Nasze dzieciaki zrobily nam dzisiaj dobry uczynek i od 7.30 zaczely
sie cicho bawic prezentami mikolajowymi w swoim pokoju. Wczorajsza noc
czuwania na Mikolaja dala nam w kosc, syn (zwykle spioch) nie wiem
jak, ale wstawal co ok 2h zeby sprawdzic ktora jest godzina i czy
przypadkiem Mikolaja nie ma, oczywisice Mikolaja nie spotkal tylko nas
budzil. Pobudka kilkanascie minut po 6 z okrzykiem ktory mogli slyszec
sasiedzi byl dowodem na to Mikolaj jednak dotarl na czas ...
Alina
Może zbyt przerysowanie brzmi tytuł, który pojawił się na początku mego postu, ale czasami tak mi się myśli, kiedy trud i zmęczenie za mocno przyginają do ziemi...
Od kilku lat codziennie (w uproszczeniu 24 godziny na dobę) troszczę się o cudze dzieci - o ich zdrowie, edukację, rozwój umiejętności społecznych i sportowych, o ich radości.... (przygotowanie uroczystości urodzinowych, prezenty świąteczne, wycieczki i wyjazdy wakacyjne), o dobry humor i uśmiech, o nabywanie zdolność rozmowy, kiedy dziecko przeżywa coś przykrego i boli... I chyba niemożliwe wyliczyć tu wszystkiego, co składa się na tę naszą codzienność w Rodzinnym Domu Dziecka, który prowadzę (oczywiście nie sama).
Czy to jest dobry uczynek czy zwykła praca?
Gabriela Kopta
Gabrysia zrobiła wielkie porzadki
Anka z Krakowa
Bardzo duzo dobrego czyni mój mąż Kazimierz. Mieszkamy w bloku , gdzie większość mieszkańców to ludzie starsi 70-80 lat. A mój mąż jest tak zwaną złotą rączką Zawsze jest gotowy nieść pomoc sąsiadom i sąsiadkom. Pod 1 trzeba wkręcić żarówki, pod 3 wymienić uszczelki lub przetkać zlew, Jeszcze gdzieś odpowietrzyć co lub wymienić kran. Jak nikt do nas w danym dniu nie zadzwoni to widzę, ze mąż źle się z tym czuje. Moje uczynki to wyprowadzanie pieska sąsiadki, która porusza się o 2 kulach lub zrobienie zakupów codziennych. Ale to drobnostka ba najczęściej jest to przy okazji. Ale mój Kaziu ma pełne ręce roboty i zawsze robi to z uśmiechem i pomoc innym sprawia mu przyjemność. Niby tworzymy małą społeczność ale tak naprawdę jesteśmy duuużą rodziną.
Patrycja
A ja w tym roku zapakuje troche karmy stare koce i gałganki i zawioze do schroniska
Iwona Graniczna
Piotr
Mam na imię Piotr, obok parę domów na mojej ulicy sąsiad miał małe kotki. Dowiedziałem się
że nie ma co z nimi zrobić i że chce je oddać do azylu. Jednego wzięliśmy do siebie.
Reszta kotków znalazła dom u moich sąsiadów. Pozdrawiam Piotr.
Marta Saciuk
Moje dzieci- dwaj mali chłopcy pomagaja sobie co dnia. Starszy Franek uczy młodszego Stasia, jak ładnie jeść, że nalezy mówic dziekuje, jak tez zachęca go by chodził do przedszkola.
Mój syn Emil l.4 obronił ostatnio w przedszkolu koleżankę, którą druga dziewczynka chciała ugryźć :-) Bohater!
A tak poważnie, to co roku włączamy się w akcje pomocy świątecznej organizowane przez różne organizacje.
Od wielu lat korzystamy też z możliwości przekazania 1% z podatku dla OPP.
Pomysł z audiobookiem w takim temacie i wykonaniu SUPER! Dziękuję i gratuluję!
Pozdrawiam serdecznie,
Dorota Kolanowska
mój syn 7-letni Ignacy chodzi do 1 klasy. W szkole mają teraz świnki morskie, którymi się opiekują. Ostatnio dzieci zapomniały przynieść dla nich jedzenie i mój syn podzielił się ze świnkami swoim jabłkiem. Ma też w klasie dziewczynkę z autyzmem, z którą się bawi i lubią się razem przytulać, pomaga Jej też jak nie potrafi sobie jeszcze sama przeczytać polecenie w książce.
Pozdrawiam
Warto czynić dobro w każdej sytacji i takiej prozaicznej i tej trudnej. Warto, bo do nas wraca.
Magda Potęga
Ja chciałabym podziękować mojemu mężowi za to, że dzisiaj przygotował wspaniałe śniadanie i zajął się dziećmi, a ja mogłam pospać. Z racji tego, że w domu mamy dwa smyki - jeden ma 4 miesiące, a drugi 4 lata - to był to naprawdę dobry uczynek dla niewyspanej wiecznie mamy:)
Janina Łabuda
Mam 71 lat i proszę Pana Boga aby jak najdłużej być samodzielna.Gdy miałam 10 lat chodziłam na religię do SS. Prezentek.Już wtedy siostry wpadły na ten pomysł co Radio i co tydzień musiałyśmy przynosić kartkę, na której był opisany dobry uczynek.Na początku starałyśmy się, potem zmyślały a w końcu przeniosłyśmy się do SS Urszulanek.
Oliwia
Bolesław
Tankując paliwo wszystkie zebrane punkty przekazuję głodnym dzieciom - akcja pajacyk.
Łukasz
Ja z dwojgiem przyjaciół prawie już od roku postanowiliśmy przeznaczać pewną kwotę na dzieci. Padła propozycja wspierania adopcji na odległość i wspieramy klasę w Etiopi, która odesłała nam teraz podziękowania.
Marysia
Renia
Katarzyna
Monika - mama Gabrysi
Ostatnio sama doświadczyłam dobroci. Nie jestem staruszką, ale mieszkam
sama i kiedy dopadło mnie zapalenie płuc z koszmarną gorączką, trudno mi
było choćby przygotować posiłek, nie mówiąc o zakupach. Nie prosiłam o
pomoc, bo to niełatwe. Zapewniałam znajomych, że niczego nie potrzebuję
- nie chciałam nikogo absorbować i obciążać. Moja koleżanka pojawiała
się u mnie codziennie - choćby na chwilę. Przynosiła niezamawiane, ale
przecież potrzebne zakupy, a nawet rosół. Sama ma dwoje dzieci, jest
zabiegana. Dała mi piękną lekcję. Mam nadzieję, że w różnej formie oddam
to dobro światu. Póki co, chciałabym zdobyć płytę dla mojej przyjaciółki
i jej dzieci.
Justyna Piotrowska-Łój
słucham właśnie radia Kraków i Alfabetu.
Chciałabym napisać o moim Mężu Grzegorzu na którego zawsze mogę
liczyć. Potrafi cieszyć się drobiazgami i zawsze mi pomaga w sytuacjach
kryzysowych tak w pracy jak i w domu. Zawsze widzi szklankę do połowy
pełną :-).
Nigdy nie zostawia innych w potrzebie mimo że często wymaga to od Niego
zmiany wlasnych planów i nigdy się nie żali.
Myślę że ta płyta bylaby dla Niego fajną nagrodą.
Uczy tez takiego zachowania Naszą córkę.
Łukasz Wac
Bernadetta Wawok
Ktoś powiedział nam kiedyś, że dobro uczynione innym wraca podwójnie. Staramy się razem z mężem tę zasadę realizować w naszym życiu. Od wielu lat wspieramy Wioski Dzieciece SOS. Uczymy nasze dzieci pomagania innym i one również, poprzez zbiórkę surowców wtórnych i oddawanie ich do punktów skupu, włączają się czynnie w to nasze pomaganie. Staramy się również wspomagać finansowo dzieci, które wyjeżdżają na kolonie. A na co dzień, mamy sąsiadów, którym można w bardzo prosty sposób pomóc - przynieść zakupy, podwieźć do kościoła. Jest nam z tym pomaganiem dobrze i rzeczywiście to do nas wraca :)
Pozdrawiam serdecznie całe Radio Kraków.
Iwona
MÓj narzeczony codziennie dokarmia kotki bezdomne, do poznego wieczora konstruowal dla nich domki w sumie zrobil ich 5 pomagalam mu aczkolwiek to on wykonal 90 procent pracy. Teraz nasi "bracia mniejsi " maja gdzie sie skryc przed mrozem.
Joanna Bocheńska
Ja jestem wielkim fanem pani Janiny Ochojskiej i jej wizji pomagania,
która zakłada, że warto najpierw trochę posłuchać osoby, której chcemy
pomóc. Ale myślę że nie zdajemy sobie czasem sprawy (mam tu również na
myśli organizacje pozarządowe zbierające pomoc dla różnych dalekich
krain), jak ważną częścią takiej pomocy może i powinna być znajomość
kultury tych, którym chcemy pomóc, tj. bardzo często tzw. "innych
kultur".
Po pierwsze pomagając dziś uchodźcom wojny w Syrii zwykliśmy postrzegać
ich jako jakąś "masę biednych ciał", którym brak wielu elementarnych
rzeczy jak koce, woda i lekarstwa. I to oczywiście jest prawda. Ale w
istocie fakt, że oprócz obrazu takiego uchodźcy nic o nim nie wiemy i że
obraz taki utrwala się jako całościowy obraz ludzi "stamtąd", jest
niestety i dość paradoksalnie uwłaczający. Jest to obraz człowieka,
który nic innego nie ma do zaofiarowania światu jak wyciągnąć rękę z
prośbą o pomoc. Stąd między innymi bierze się taki strach przed falami
uchodźców i przed przybyszami niewiadomego daleka.
Zajmując się na co dzień kurdyjską kulturą jestem świadoma jak wielkim
darem dla ludzi może być znajomość ich języka i kultury, z jaką
wdzięcznością go przyjmują, ciesząc się że ktoś chciał coś od nich
otrzymać, a nie tylko cały czas im dawać. Z tym wiąże się bowiem
zwracanie ludziom godności, zaproszenie ich do naszego lepszego świata
dyskusji i rozmów, nie tylko o tym ile koców im potrzeba. Ale
paradoksalnie, mimo tej zgrzebności i pozornego prymitywizmu mają wiele
do zaoferowania. Wymaga to jednak odrobinę wiedzy i pośredników (znawców
języka i kultury), którzy pomogą to piękno zobaczyć. To w tamtych
kulturach tkwi też wiedza, która może pomóc rozwiązywać dalekie
konflikty. Na prawdę nie da się tego zrobić w oparciu tylko o nasze
zachodnie "najlepsze" rozwiązania.
Próbując opowiadać w Polsce o Kurdach napotykam często na mur
obojętności, no bo "cóż oni mogą mieć nam ciekawego do zaproponowania".
W tym wszystkim wielką rolę odgrywa wasza medialna pomoc. Dając głos
innym, aby mogli opowiedzieć nie tylko o swojej złej sytuacji i pomocy,
która jest im potrzebna, ale zapraszając ich do współczesnych dyskusji o
świecie, możemy zdziałać ogromnie dużo. Możemy też coś otrzymać od tych
pozornie biednych i połatanych. Możemy pomóc im odzyskać godność, która
nie opiera się tylko na porządku świata materialnego. A godność daje
siłę w radzeniu sobie z przeciwnościami, często lepiej niż koce i
lekarstwa.
Dlatego ten mail jest takim małym apelem do mediów, aby zechciały się na
inne światy kultury otwierać.
Damian Gąsiorowski:
Daniel Waliczek:
Zawsze w okresie Bożonarodzeniowym biorę udział w zbiórkach żywności, które są w naszych najbliższych sklepach, zawsze kupię więcej podstawowych artykułów tzw. "pierwszej potrzeby", tj. mąka, cukier itd. Poza tym moja rodzina zawsze zaprasza samotnego 90-letniego sąsiada, żeby sam nie spędzał Wigilli Bożego Narodzenia - to taki dzień, który nikt nie może spędzać sam.
Magdalena Jurowska:
Specjalnie dużo dobrych uczynków nie mam na koncie. Natomiast w sezonie świątecznym co roku z grupą koleżanek aktywnie włączam się w Szlachetną Paczkę :) W tym momencie mamy 3 rodziny wybrane :) I dla nich przygotowujemy paczki :)
Beata Krokowska:
Często opowiadam o tym, co od 9 lat robimy jako rodzina, ale jeszcze nigdy nie patrzyłam na to z perspektywy czynienia dobra. Jesli ktoś zaczyna się zachwycać naszym życiem to odpowiadam, że każdy ma inne zadanie na świecie, my prowadzimy w Krakowie Rodzinny Dom Dziecka.
Czy to coś dobrego? Dla nas to normalne, codzienne życie wraz z 12 dzieci. Dla Naszych dzieci? Nie odpowiem wprost. Przytoczę pewną rozmowę która miała miejsce kilka lat temu, po dużej uroczystości rodzinnej.
- Ciocia jest najwspanialsza na świecie - powiedziało dziewięcioletnie dziewczę po kilku miesiącach wspólnego z nami mieszkania.
- Są, wspanialsi. - odpowiedziałam bez chwili zastanowienia.
Dziewczę stanęło na wprost mnie, zmusiło do kontaktu wzrokowego i powiedziało: - Ale ja ich nie znam.
Tak więc, pomagamy poznawać, doświadczać, rozumieć, wierzyć, ufać... To, takie nasze małe, codzienne czynienie dobra.
Elżbieta Matusiak
mama i ciocia dla - 4 biologicznych i 8 powierzonych dzieci
8 usamodzielnionych już opuściła nasz dom, lecz nie naszą rodzinę :)
wraz z mężem Jackiem - tatą i wujkiem.
Edyta Czuber:
Nie tylko deklaruję ale i już popełniłam... czas bożonarodzeniowy dla mnie, matki małych dzieci (6,5 lat oraz 10 miesiecy) to okres kiedy dużo rozmawiam ze starszą córką o pomocy, o dobroci, o pomaganiu innym w potrzebie...o tym, że nie prezenty są najważniejsze, ale że dla innego dziecka drobna zabawka, dla starszej pani kilka złotych na leki, a dla biednej rodziny jedzenie to najlepszy, najpiękniejszy prezent, który zapamietają być może na całe życie, a my możemy być takim ziemskim, współczesnym Mikołajem... bo dobro powraca i nas uszlachetnia...
na chwilę obecną razem z córką kupiłyśmy i zdeponowałyśmy w punkcie zbioru jedzenie dla biednych, karmę dla zwierząt ze schroniska, a także córka aktywnie uczestniczyła w zakupie produktów do Szlachetnej paczki, którą od lat wspólnie wspieram ze znajomymi...
i mam nadzieję, że moje dzieci, same będąc dorosłymi ludźmi, zawsze o tej pomocy drugiemu w potrzebie będą pamietać, nie tylko od święta.
Stanisława Banasiak:
Nasza mikołajkowa tradycja zaczęła się, kiedy moje dziecko poszło do przedszkola. Prowadzone przez siostry zakonne przedszkole starało się przekazać dzieciom ideę dzielenia się tym, co się ma, robienia dobrych uczynków, pomagania. Nigdy nie było tam "tradycyjnego" Mikołaja. Nigdy dzieci nie dostawały prezentów. Uczyły się natomiast czegoś wyjątkowego - jak wielką radość daje dawanie i jak bardzo jest to potrzebne. Już od początku grudnia w przedszkolu trwała zbiórka zabawek, książeczek, przyborów szkolnych. Potem odbywało się wielkie pieczenie ciast, pierniczków, a 6 grudnia wszystkie dzieci szły z tymi podarkami do pobliskiego Domu Małego Dziecka i do Domu Pomocy Społecznej. Zawsze przygotowywały tez na tę okoliczność jakieś przedstawienie.
Teraz moje dzieci już skończyły przedszkole, ale tradycja z nami została. Same co roku pamiętają, żeby przyszykować coś dla innych. Robią przegląd zabawek, którymi się nie bawią, a które są w dobrym stanie, robią ze mną ciasteczka, część oszczędności ze skarbonki przeznaczają na zakup drobnych upominków lub cukierków, a potem, wszyscy razem odwiedzamy jakąś instytucję zajmującą się potrzebującymi. W tym roku jest to Dom Samotnej Matki.
Niesamowite jest to, jak one na tego Mikołaja czekają. Jak się cieszą. Nie mówią o prezentach dla siebie, choć takowe zawsze dostają. Od początku grudnia obmyślają, co zrobić dla innych. I widzę, że sprawia im to wielką frajdę.
Mirochna:
W tym roku bardzo intensywnie myślałam o tym co zmienić...co zmienić w tych okresie okołoświątecznym, aby naprawdę poczuć "magię tych świąt". Pierwsza myśl krążyła wokół materialnych prezentów, bo jak to? Święta bez prezentów? A co będzie pod choinką? Taka sama? Taka zielona? Taka pusta pod gałęziami? Decyzja zapadła! Lista zakupów świątecznych zrobiona! Książki, zabawki, słodycze - wybrane! Ale skąd ta pustka? Przecież prezenty miały ją wypełnić? A tu nadal czegoś brakuje... Brakuje czegoś, czego nie da się umieścić pod choinką, zapakować w ładny papier, przystroić wstążką. Los chciał, że trafiłam do pewnej przychodni weterynaryjnej ze swoim pupilem. Los chciał... usłyszałam o nim. Małym, bezbronnym, 10-letnim piesku, który miał "spaprane życie". Dobrzy ludzie uratowali tę istotę, zrobili plastikową, mało atrakcyjną puszkę, opisali "na budę"! Lecz właśnie to poruszyło mnie od środka...ta mała, plastikowa puszka. Plastikowa puszka, do której wrzuciłam najbardziej potrzebny prezent - dla bezpańskiego pieska - trochę monet, dla siebie - trochę wiary, że w moim sercu jest jeszcze dobro do podzielenia. Zaczynam nowe życie, życie dla dobra tych małych, bezbronnych istot.
Marta Białczyk:
Nie wiem czy to dobry uczynek czy nasz obowiązek, ale opowiem moją historię. Pewnego dnia zobaczyłam moją sąsiadkę, która ciągnie zakupowy wózeczek i pytam, co tam ma i czy mogę pomóc. A pani Danusia mówi, że jedzie oddać zakrętki do Hospicjum Św. Łazarza w Nowej Hucie. Zaproponowałam, że zawiozę ją moim samochodem, żeby nie musiała dźwigać. Od tego momentu cały nasz blok zbiera zakrętki na rzecz Hospicjum, a ja zawożę je moim samochodem. Wczoraj zawiozłyśmy siedem worków.
Ot, tak nasza pomoc.
Sylwia Małopolanka:
Szanowni słuchacze Radio Kraków, właśnie przesłałam swoją deklarację rejestrową potencjalnych dawców w bazie Fundacji DKMS Polska i stałam się szansą na nowe życie dla chorych.
Nie uważam tego za coś WIELKIEGO, ale jestem z tego dumna. Wierzę w to, że może gdzieś w świecie; tym dalekim i tym z sąsiedztwa jest mój "krewniak biologiczny". Będę szczęśliwa, jeśli dam szanse na życie choremu na nowotwór krwi.
Małgorzata:
Trudno jest mi pisać o moich dobrych uczynkach, bo mimo że od wielu, wielu lat staram się być DOBRYM człowiekiem - DOBRZE czynić, ostatnio mi to chyba nie wychodzi. Nie mam chyba zbyt wielu okazji do takich działań - a może mam, ale nie wykorzystuję ich? Zobaczyłam na facebooku informację o akcji "Czyń dobro" i zastanawiałam się, co dobrego zrobiłam dzisiaj, wczoraj, przedwczoraj... Ciężko było mi coś sobie przypomnieć. Chętniej napisałabym tutaj o dobrych uczynkach osób z mojego otoczenia - o trosce mojej mamy, o pomocy, której udzieliła mi dziś kilkakrotnie koleżanka, sprawdzając moją pracę zaliczeniową, o przysłudze, którą wyświadczyła mi wczoraj inna koleżanka, podwożąc mnie po pracy do domu... Ze wstydem natomiast mogłabym napisać o tym, ileż to razy byłam dzisiaj, wczoraj, przedwczoraj obojętna, ile razy zignorowałam czyjś telefon, nie miałam dla kogoś czasu, ile razy wybrałam dobro swoje, a nie drugiej osoby... Z drugiej strony jest kilka osób, którym od wielu miesięcy pomagam, poświęcając im codziennie ok. 5 - 10 minut czasu. Może i to kropla w morzu, bo cóż może znaczyć 5 minut w stosunku do 24-godzinnej doby? Myślę, że znaczy to dużo, gdyż osoby, którym pomagam, są ciężko chore... Nie ma obecnie innego sposobu, w jaki mogłabym im pomóc, dlatego codziennie łączę się z nimi duchowo - myślę o nich i modlę się do nich, odmawiając specjalną nowennę. Są to osoby chore na nowotwory. Już za kilka dni odwiedzę jedną z nich, bo będę miała taką możliwość (na razie ta osoba jest w szpitalu).
Agata z Tarnowa:
Kilka dni temu zaczepił mnie na ulicy pan prosząc o pomoc dla swojego syna,który choruje na stwardnienie rozsiane. Po kilku minutach rozmowy zadeklarowałam pomoc finansową, jednak nie miałam przy sobie gotówki. Pan podał mi numer rachunku bankowego ,a ja przelałam pieniążki tak jak obiecałam. Dziś czekała na mnie w skrzynce mila niespodzianka - kartka pocztowa z podziękowaniami od tego pana ;)
Dzięki temu panu mam dziś wspaniały humor;)
Natalia Miśtak:
Kilka dni temu pomogłam zrobić zakupy osobie z niepełnosprawnością. Mężczyzna poruszający się na wózku miał problem z wjechaniem do osiedlowego sklepiku. Dzisiaj zepsuł mi się samochód i to ktoś podążył mi z pomocą. Równowaga w przyrodzie zachowana :)
Jakub Stężowski
Wczoraj zrobiłem starszej sąsiadce zakupy.
Lech Ulman:
Jakiś czas temu, wracając samochodem późnym wieczorem w sobotę z Krakowa do Myślenic, zauważyłem parę autostopowiczów na przystanku autobusowym w Łagiewnikach. Jako że sam wiele lat przejeździłem autostopem i zawsze podwożę, zatrzymałem się i pytam gdzie chcą jechać, odpowiedzieli, że do Zakopanego. Mówię, że jadę na Myślenice i mogę ich podrzucić chociaż taki kawałek. W tym momencie zauważyłem konsternację na twarzy i usłyszałem pytanie "czy to w kierunku Zakopanego??" Domyśliłem się, że nie są tutejsi. W trakcie jazdy i rozmowy wyszło, że są studentami z Gdańska i przyjechali na tydzień do Zakopanego, korzystając z okazji skoczyli na jeden dzień do Krakowa by pozwiedzać i spóźnili się na ostatni autobus z Krakowa do Zakopanego. Na jeden problem nałożył się kolejny, na poranny powrotny pociąg z Zakopanego do Krakowa mieli już wykupione bilety, nie myśląc długo powiedziałem im, że zawiozę ich do Zakopanego. Po drodze kupiłem nam kawę i coś na ząb. W Zakopanem byliśmy dobrze po 2 w nocy, oczywiście chcieli mi zapłacić za nadłożenie drogi, ale nie przyjąłem pieniędzy, uważam że dobra karma do mnie wróci, kiedyś mnie ktoś pomoże na drodze. W domu byłem przed 4, kładłem się do łóżka z myślą, że zrobiłem dobry uczynek.
Barbara Kłodowska:
Każdy człowiek rodzi się z "genem dobra". Tylko od niego samego zależy, czy będzie on w nim tkwił do końca, czy zaniknie. Nasza rodzina (ja, moja córka i nasza kicia Milusia) wspieramy krakowską fundację " Stawiamy na łapy”, która opiekuje się przede wszystkim bezdomnym,chorymi,po przejściach kotkami.To są nasi "bracia mniejsi", którzy sami nie upomną się o pomoc.
Czujemy ogromną radość,kiedy dowiadujemy się,że niewidoma Butcher doszła do siebie i znalazła dom. Smutek, gdy okazuje się,że pomimo wszystko opuścił nas Bond...Ale robimy dalej swoje. Pozdrawiamy wszystkich :)
Ewelina Sak:
Wraz z mężem podarowaliśmy naszej cioci tonę węgla, gdyż nie ma środków finansowych na jego kupno.
Ewa Krokosz:
Otrzymałam od Państwa bilet do Teatru Starego na przedstawienie Edward II i na spektakl zaprosiłam koleżankę, która jest w przysłowiowym dołku. Była bardzo wzruszona i szczęśliwa, że mogła wyjść z domu i to do teatru, w którym nie była już kilka lat. Serdecznie dziękuję.
Anna Mazur:
Tak to jest, oglądamy czyjeś nieszczęście ze smutkiem i współczuciem, ale bywa, że odruchowo odcinamy się, dziś w zabieganym świecie, sami szukamy pomocy. Jedyną alternatywą jest spojrzeć na drugą osobę - koleżanka po oddaniu szpiku stwierdziła, że nie spotkała jej jeszcze taka wszech ogarniająca radość. A czekających jest wielu... grymas bólu zamienia się w uśmiech, gdy czytam baśń mieszkańcom Domu Pomocy Społecznej, to tak niewiele, ale czy to wielka rzecz, jak ratowanie życia czy drobna jak zwyczajna obecność, równie ważna.
Magdalena Bednarska:
Nie jestem Małopolaninem (choć niewiele brakło) i nawet (wstyd się przyznać) nie umiałabym sobie przypomnieć jakiegoś mojego dobrego uczynku.
Ale zaskoczyło mnie ostatnio moje dziecko. Kiedy między bajkami pojawiła się reklama Szlachetnej Paczki od razu pobiegło po telefon, podało mi go i jakby to była najbardziej oczywista rzecz, jaką należało zrobić w tym momencie, poprosiło o wysłanie smsa.
Ileż razy widziałam tę reklamę. Ja i inni dorośli. Ile razy przechodzimy obojętnie koło takich akcji. Bo zrobimy to później (choć to później z reguły nie następuje, bo jesteśmy za bardzo zabiegani i wylatuje nam to z głowy), bo "cóż taki jeden sms może zdziałać", bo dużo tego wokół i nie wiadomo do jakiej akcji się przyłączyć, bo już nam to spowszedniało, bo straciliśmy wiarę w sens takich akcji...
Jakże bardzo brakuje nam takiej wielkiej wiary i takiego wielkiego serducha, na jakie stać małe dziecko.
Takie akcje są potrzebne.Takie zawstydzenie przez małego człowieka jest potrzebne.Żebyśmy dzięki nim dla innych mogli być lepsi.
Madzia:
Witam serdecznie. Jestem taką osóbką, która nie potrafi obojętnie przejść obok potrzebujących. Choć ostatnio bardzo się popłakałam. Będąc na zakupach, zauważyłam, że przed sklepem klęczy pani z dzieckiem, a na zewnątrz zimno i pierwsze spadające płatki śniegu. Kupiłam chlebek, coś do niego, herbatę, owoce, dla dziecka słodycze, był też piękny pluszowy mikołajek. Miałam jeszcze kupić im zimowe buty, żeby nie marzły i popatrzeć za ciepłą odzieżą. Miałam piękne plany, chciałam, żeby uwierzyły, że Mikołaj istnieje, bo on każdego dnia jest w nas. Ale wracając do zakupów, wyszłam ze sklepu, dałam jej dwie reklamówki żywności, a dziecku słodycze i Mikołajka... Obie się popłakałyśmy, a na drugi dzień przywiozłam jej odzież i buty. Ot, to taka historia... Dobrym warto być, bo ono wraca do nas :-)
Margola:
Piątkowy wieczór. Wracam do domu rodziców, gdzie przebywam na chwilowej emigracji. Prawie w samym Czułowie - wypadek. Dłuuugi sznur aut, błękitne migotanie karetek. Zawracam i jadę dookoła. Słabo znam okolice, ale gdzieś tu się skręcało... dojeżdżam do Baczyna, prawie na sam koniec, o nie - to nie tu. Szukam miejsca, by zawrócić. Obok ogrodzonego kawałka lasu, na pustkowiu - zaniepokojony golden. Piękny, zadbany, z czerwoną obrożą. Przerażony. Wysiadam, wołam. Wskakuje mi do auta! Ruszam i dumam, co dalej. Objeżdżam Baczyn kilka razy w obie strony, rozglądając się za właścicielem poszukującym pupila. Ciemno, nikogusieńko. Pies piszczy i miota się po moich zakupach z tyłu. Zrezygnowana, zatrzymuję auto koło pierwszego domu w okolicy. Zapinam psa na pasek od torby komputerowej, wysiadamy. Dzwonię domofonem. Oślepia mnie światełko (jestem w ukrytej kamerze). Jakaś kobieta odbiera.
- Dobry wieczor, nie wie pani, czy ktoś tu w okolicy ma psa, goldena? Wskoczył mi do auta niedaleko.
- Taki biały?
- No tak, biszkoptowy.
- Jezus Maria, to chyba mój! Ma czerwoną obrożę????
- Ma.
Pies wywija młynki, pani otwiera bramę, psina susami sadzi w jej stronę.
Bilans: rozdeptane winogrona, banany i gruszki oraz pogłębiona tęsknota za psem.
Jagoda Demiańczuk:
Kamila Toboła:
Jedną z moich dewiz życiowych jest "okazane dobre wraca", dlatego staram się nawet w najmniejszy sposób poprzez swoje działanie pomagać innym. Kiedy ostatnio wchodziłam do supermarketu, aby zrobić zakupy zobaczyłam przy drzwiach starszego pana, który prosił ludzi o "coś". W pierwszej chwili pomyślałam, że prosi o pieniądze i przeszłam obok obojętnie, ale usłyszałam "proszę o bułki". Zrobiłam dla niego zakupy i nigdy nie zapomnę jego wzroku, gdy dawałam mu jedzenie i zobaczył, że tam jest więcej niż bułka. Te kilka złotych wydanych nadprogramowo nie spowodowało, że zbiedniałam, a temu panu być może sprawiłam kolację.
Janusz Palarz:
Moja żona uważa, że jak się pochwali swoim dobrym uczynkiem, to przestaje się on liczyć jako zasługa. Dlatego ja opiszę to, co zrobiła. Żona przyszła do domu i od progu woła: daj kartkę i coś do pisania. Dałem. A ona pisze: klucze do odebrania w mieszkaniu 100. Pojechała z tą kartką na 3 piętro i wcisnęła między drzwi i ościeżnicę. Po powrocie do domu włożyła jakieś obce klucze do szuflady i zabroniła komukolwiek je dawać bez sprawdzenia, czy zgłaszający się wie jak wyglądają i do czego są przymocowane. Po jakimś czasie przed drzwiami zjawiła się nieznajoma starsza pani (mieszkamy w tym bloku 11 lat, ale nie znamy wszystkich mieszkańców, zwłaszcza że połowa mieszkań jest wynajmowana i stale mieszka ktoś inny). Opis się zgadzał, więc żona klucze oddaje. Nieznajoma pyta, gdzie klucze znaleziono i skąd wiadomo było, kogo zawiadomić o zgubie. I okazuje się, że pęk kluczy, w tym od mieszkania, tkwił w zamku skrzynki oddawczej na listy. Starsza pani w ogóle nie zorientowała się, że klucze zgubiła. Gdyby je zabrał ktoś nieuczciwy, mógłby wynieść wszystko z mieszkania. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Żona została skierowana, by przeszła obok skrzynki (a jest też inna droga), żeby ochronić czyjś dobytek. I wcale nie chce chwalić się, że komuś pomogła.
Maciej Rzeszut:
Na mojej drodze pojawił się polski ksiądz z Kazachstanu. Opowiedział o swoich dramatycznych warunkach bytowo-socjalnych. Wsparłem go finansowo, choć samemu mi się nie przelewa (sam utrzymuję 3-osobową rodzinę) Uważam że choćby ostatnią kromką chleba należy się podzielić. Gdy dowiedziałem się od księdza listownie, że zachorował i otarł się o śmierć, to jeszcze bardziej czuję potrzebę wsparcia go. Na pewno ma dużo gorzej niż my. Wokół jest wiele takich osób, które egzystują na granicy ubóstwa, a świat (my) wydaje się tego nie dostrzegać.
Agnieszka Kopacz:
Razem z Rodzinką (Mąż, dwóch Synów i amstaffka Tosia) mieszkamy na krakowskich Pychowicach. Mam przedziwne wrażenie, że czas płynie tu inaczej, a ludzie pomagają sobie na co dzień. Odwozimy zatem dzieci sąsiadów do szkoły, pieczemy ciasta, którymi się dzielimy, smażymy dżemy itp. Gdy zabłąkał się w nasze okolice bezdomny psiak, uratowaliśmy go od zziębnięcia, bo zima była tęga. Gdy mój pies wmontował się głową między szczeble bramy wjazdowej, w środku nocy uratowała go pędząc z imadłem Sąsiadka, której nie znałam... I tak właśnie żyjemy sobie tutaj spokojnie na tej wiosce w środku miasta ;)
Życzę wszystkim dobra i czasu na to, by dostrzegać otaczające nas piękno, nie tylko przed Świętami.
Ania:
Idę dzisiaj na pogrzeb. Zmarła Mama mojej koleżanki, a właściwie to już przyjaciółki. Znałam Jej Mamę tylko z opowiadań. Wiem, że była bardzo długo chora, a przez to czasami bardzo trudna we współżyciu. Moja przyjaciółka wielokrotnie się skarżyła jak ciężko jej wszystkiemu podołać. Niewiele mogłam jej pomóc, ale byłam i słuchałam, słuchałam , słuchałam... Dwa dni temu Mama zmarła, dzisiaj jest pogrzeb. Chcę być przy mojej przyjaciółce, aby nie czuła się samotnie. Niewiele mogę Jej pomóc, ale będę przy niej gdyby mnie potrzebowała.
Michał Kuśpiel:
Jakiś czas temu razem z żoną jechaliśmy autobusem z Krakowa do Limanowej, wysiadając znaleźliśmy na siedzeniu lustrzankę cyfrową. Żona niemal natychmiast rozpoczęła poszukiwania właściciela. Zapytaliśmy wszystkich siedzących oraz kierowcy czy to nie ich aparat. Nikt się nie zgłosił, więc zguba trafiła w nasze ręce. Po powrocie do domu musieliśmy przeglądnąć zdjęcia właściciela, poznaliśmy jego wygląd i znaleźliśmy jedyny punkt zaczepienia, spędził ferie w jednej z placówek PTTK. Wysłaliśmy więc maila do tej placówki ze zdjęciem właściciela aparatu z zapytaniem o pilny kontakt. Okazało się, że zarządca placówki to dobry znajomy naszego poszukiwanego, umówiliśmy się na rynku obok słynnej głowy. Aparat trafił do rąk własnych właściciela.
Michał Rak:
Na wstępie chciałbym napisać, że takie inicjatywy są niezwykle ważne. Warto o nich mówić i warto ludziom pomagać, tak od serca, bezinteresownie.
Do pracy codziennie jeżdżę samochodem, jednak pewnego razu wymagał on wizyty u mechanika i sytuacja zmusiła mnie, by skorzystać z usług komunikacji autobusowej. Na jednym z przystanków, wieczorem, wsiadł podpity mężczyzna i podszedł do dziewczyny, miała może 16 lat. Chciał, aby z nim wysiadła i poszła do mieszkania, stawał się coraz bardziej natarczywy. Ona była bezradna, nie wiedziała jak się zachować. Podszedłem do jegomościa i zacząłem go upominać, próbując odciągnąć od dziewczyny. Na szczęście całą swoją uwagę skupił na mnie, wyklinał, lecz to nie było najważniejsze. Bezcenny był widok dziewczyny, która mogła bez problem wysiąść na swoim przystanku, a zapłatą za moją interwencję było jej spojrzenie, pełne wdzięczności i radości.
Komentarze (0)
Najnowsze
-
17:00
Notowanie nr 1545 z 24.11.2024 r.
-
16:12
Karol Nawrocki kandydatem na prezydenta Polski. PiS udzieliło mu poparcia
-
15:24
Dachowanie auta na drodze krajowej w Gródku. Są ranni
-
15:04
Zakupy w stylu slow na tarnowskim targu. Kolejna okazja – przed świętami
-
14:45
Święta i Sylwester w górach? W niektórych hotelach pełne obłożenie
-
14:19
Komu soli, komu? W Tarnowie powstała grota solna
-
13:47
Pasażerze, robiłeś zdjęcia autobusom, pętlom, przystankom? To świetnie!
-
13:15
Rozpoczyna się remont drogi nr 94 w Bolesławiu. Ruch tylko jednym pasem
-
12:15
Człowieku, kup nam karmę, a dostaniesz choinkę
-
11:44
Krynica ma już nowy parking. Będzie odpłatny, ale kwota jest niewielka
-
10:10
Pikający telefon, czyli jak przetrwać na grupie rodzicielskiej?
Skontaktuj się z Radiem Kraków - czekamy na opinie naszych Słuchaczy
Pod każdym materiałem na naszej stronie dostępny jest przycisk, dzięki któremu możecie Państwo wysyłać maile z opiniami. Wszystkie będą skrupulatnie czytane i nie pozostaną bez reakcji.
Opinie można wysyłać też bezpośrednio na adres [email protected]
Zapraszamy również do kontaktu z nami poprzez SMS - 4080, telefonicznie (12 200 33 33 – antena,12 630 60 00 – recepcja), a także na nasz profil na Facebooku oraz Twitterze