„Poskromienie złośnicy” to jedna z wczesnych sztuk Szekspira. Nie odnajdziemy tu jeszcze znanych z późniejszych dramatów wątków filozoficznych, walki o władzę, wielkich namiętności prowadzących do zbrodni czy poświęcenia. Komedia zdradza już jednak autora jako świetnego obserwatora życia i ludzkich charakterów, potrafiącego w błyskotliwych dialogach obnażyć fałsz i obłudę konwenansów epoki, słabości ludzkiej natury.
Baptista Minola, pewien bogaty mieszczanin z Padwy ma dwie córki: starszą krnąbrną i temperamentną Katarzynę i młodszą słynącą z urody i spokojnego charakteru Biankę. Ta ostatnia ma kilku wielbicieli jednak ojciec, dla którego córki to także pewna lokata kapitału stawia warunek, że młodsza wyjdzie za mąż tylko wtedy, kiedy starsza znajdzie męża. Szczęśliwym dla wielbicieli Bianki trafem zjawia się łasy na pieniądze Petruchio, który zgadza się poślubić Katarzynę mimo jej „zabójczego” charakteru.
„Poskromienie złośnicy” to wyraziste dramatis presonae, mocny soczysty dialog, zgrabna intryga. Rzecz dla teatru wymarzona mimo raczej już niemodnej i zwalczanej wizji patriarchalnego świata mocnych ojców i ich synów. Ale to też dziś może stanowić dla teatralnych twórców ciekawe, prowokujące do dyskusji wyzwanie.
Z tej chęci dyskusji wyrasta również, jak się zdaje, „Poskromienie złośnicy” Anny Gryszkówny. Reżyserka bierze bowiem w nawias, tę patriarchalną wizję świata i sen o poskromieniu złośnicy śni pijaczyna, na co dzień, jak wynikałoby z prologu i epilogu przestawienia żyjący w świecie, w którym rządzą i dominują silne kobiety. Inaczej bowiem niż u Szekspira historyjka o złośnicy będzie pomysłem nie Pana, możnego dzedzica a kobiety z pejczem (jej tożsamość odkryjemy później) dosiadającej jak konia swego sługę a może męża? Sen, w którym pijaczyna wcieli się w poskramiacza złośnicy przebiegłego Petruchia pryśnie jak mydlana bańka, gdy się obudzi i pobiegnie, po zmitrężonej nocy, ze strachem a może ulgą do swojej Kasi.
Sztuka rozgrywa się w wyczarowanej na scenie Padwie, w tym wypadku Padwie lat 60. czy 70., chociaż eklektyzm strojów nie pozwala nam być pewnym właściwego czasu. Niektóre kostiumy rzeczywiście są rodem z commedia all’italiana, inne z filmów o amerykańskiej kontrkulturze ale pojawiają się też stylizowane na dużo wcześniejszą epokę elementy ubioru zalotników wcielających się w rolę nauczycieli córek Baptisy a zdobywca złośnicy Petruchio wciskać się będzie do automobilu w klapkach i skarpetach znanych już z naszej epoki. To pomieszanie stylów właściwe nie ma większego sensu, bo ponadczasowość charakterów i postaw opisanych przez Szekspira czytelna i jasna jest dla widza bez względu na kostium.
W tej wyczarowanej Padwie z graffiti na ścianie” amo Bianca” poznajemy zgrabnie poruszających się w takt klimatycznej taranteli głównych konkurentów do ręki pięknej Bianki. Jest podstarzały Gremio (Ireneusz Pastuszak) tyczkowaty Hortensjo (Fabian Kocięcki) i młody Lucencjo (Filip Kowalczyk) któremu towarzyszą dwaj służący Tranio (Kamil Urban) i Biondello (Stefan Krzysztofiak). Sceny zbiorowe z ich udziałem to niewątpliwa siła tarnowskiego spektaklu, choć brawurowe popisy sprawności fizycznej serwowane publiczności w nadmiarze z powodu owego nadmiaru właśnie, są męczące w odbiorze. Podoba się wygrywająca dwuznaczność postaci z pozoru tylko łagodnej i cichutkiej Bianki - Monika Wenta, pewna siebie Kinga Piąty, jako wdowa czy Tomasz Piasecki w roli Baptisty Minola cynika handlującego córkami jak jakimś towarem. Plejadę postaci uzupełnia głośny służący Petruchia, Grumio (Kamil Wodka) oraz Jerzy Pal w roli Vincencja, ojca Lucencja,wielbiciela Bianki, któremu należą się duże brawa za udany pastisz postaci capo di tutti capi .
Na tle tych nieźle zarysowanych aktorsko i reżyserko postaci niestety słabo wypadają tytułowa złośnica i jej poskromiciel Petruchio. Subtelna, filigranowa o delikatnym głosie Katarzyna Pośpiech (swoje możliwości, dzięki mikrofonowemu wzmocnieniu, pokazała dopiero w finałowym monologu – songu) w roli złośnicy Kasi staje się zbyt oczywistym łupem Petruchia o posturze kulturysty, silnego i mocnego w „gębie” granego przez Tomasza Wiśniewskiego. Siła szekspirowskiego tekstu, intrygi i komediowości tkwi także w dającej się obronić scenicznie reżyserskiej wizji postaci. Połączenie delikatnej złośnicy Kasi z interesownym macho Petruchiem nie specjalnie się sprawdziło.
Szybkie tempo spektaklu (bardzo dobry skrót pięcioaktowej sztuki) niepotrzebnie wzmocnione nadmierną ilością „kaskaderskich” wyczynów i wykrzyczanymi w większości dialogami zamiast komediowej lekkości, ironicznej dwuznaczności inscenizacji epatuje nazbyt efekciarskim stylem,
ale
zakrzyczana i zatupana „złośnica” w tarnowskim teatrze broni się jednak dobrze zagranymi scenami zbiorowymi, pyszną muzyką i ciekawą choreografią.
W. Shakespeare „Poskromienie złośnicy”. Reżyseria i choreografia: Anna Gryszkówna. Scenografia: Katarzyna Szczurowska, Anna Skupień. Muzyka: Andrzej Perkman. Teatr im L. Solskiego w Tarnowie. Premiera 30 grudnia 2017
Jolanta Drużyńska